Ross podbiegł z drugiej strony i szybkim ruchem chwycił jej nadgarstek, by sprawdzić puls. Przez chwile kiwał przecząco głową. Tak, jakby chciał sobie wmówić, że to nieprawda. Kiedy wydawało się, że już zrozumiał co się stało, opadł na jej martwe ciało i zaczął cicho płakać. Jego łzy spływały mu po policzkach i kapały na martwe ciało dziewczyny, a w jego oczach widać było wyraźny ból.
Carmen przyglądała mu się ze współczuciem. Tak naprawdę nie wiedziała czy się znali, czy kiedykolwiek coś ich łączyło. Mimo to wiedziała, że i ona z jednej strony również odczuwała stratę dziewczyny. Teraz klęczała nad jej martwym ciałem, w połowie zakopanym w ziemi. I wciąż próbowała pogodzić się z tym, że tak naprawdę to jej wina. Wiedziała, że nie będzie w stanie sobie tego wybaczyć, wiedziała, że to przez nią, ona nie żyje. Nie potrafiła jednak zrozumieć dlaczego C postanowił mścić się na innych, odebrać jej bliskich.
Niebo płakało wraz z nią, ponieważ krople deszczu zaczęły powoli spływać w dół wykopany przed nią. Carmen czuła, że z każdym kolejnym dniem radzi sobie coraz mniej, a bliskość Rossa, wcale jej nie pomaga. Wiedziała, że prędzej czy później i go, C będzie próbowało jej odebrać.
Chłodny podmuch wiatru z lekka zakopał martwe ciało dziewczyny ziemią, a wtedy Courtney ponownie na nią spojrzała. Jej lodowaty wzrok przebijał jej ciało na wylot i sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej. Dotknęła dłonią jej policzka. W jakiś sposób chciała jej powiedzieć, że przeprasza, że żałuje, ale wiedziała, że to już nic nie da.
- Courtney - odezwał się Ross.
Dziewczyna podniosła głowę i z trudem, ponownie spojrzała mu w oczy. Nie chciała, by cierpiał. Posłał jej pocieszający uśmiech i wyciągnął w jej stronę rękę. Dopiero wtedy Courtney zauważyła, że trzymał w niej kartkę papieru. Wzięła głęboki oddech i przełknęła ślinę.
Jak, to jest widzieć, gdy ktoś umiera?
Pociesz się kochanie, będziesz następna!
-C
-C
Zgniotła kartkę w kulkę i schowała do kieszeni. Z każdą kolejną wiadomością czuła, że zbliża się jej koniec. I, chociaż próbowała pozbyć się tej myśli, to i tak czuła strach - a to ją przerażało.
Ross odsunął się od dziewczyny i powoli przesuwając butem, przysypał jej ciało. Tak, jakby bał się, że ktoś ją zobaczy. Courtney wiedziała, że on sam zdaje sobie sprawę z tego, że znalezienie jej, to tylko kwestia czasu i nie ma sensu jej zakopywać całkowicie. Bała się tego, że ktokolwiek to zrobił, za wszelką cenę będzie chciał zrzucić na nią całą winę. I chodź nie potrafiła podać powodu, to była tego całkowicie pewna. Ktoś jej nienawidził i za wszelką cenę chciał się jej pozbyć.
- Nazywała się Camille - szepnął Ross.
Courtney chwyciła go za rękę. Miała nadzieję, że chociaż w ten sposób, trochę go uspokoi i pocieszy. Wiedziała, że teraz to on, będzie potrzebował szczególnie dużo wsparcia i zdawała sobie sprawę z tego, że teraz to ona, będzie musiała przy nim być. Role się odwróciły, a ona z jednej strony czuła, że jest mu to winna.
Ross niespokojnie rozejrzał się po korytarzu, by upewnić się, że nikt ich nie widzi, po to by razem mogli spokojnie porozmawiać. Uchylił drzwi od pokoju Courtney i wpuścił ją jako pierwszą.
- Wydaje mi się, że C zacznie atakować uczniów z imionami zaczynającymi się na tę literę - dodał, biorąc głęboki oddech. - Mamy mało czasu Courtney.
Dziewczyna z trudem spojrzała w oczy blondynowi. Było w nich coś, co sprawiało, że z jednej strony była spokojna. Natomiast z drugiej czuła, że on sam zdaje sobie sprawę z tego w co się wpakował.
- Nie rozumiem, jak chcesz to zakończyć? - westchnęła. - Nie rozumiesz, że to moja wina? Ja muszę wyjechać, nie mogę ryzykować.
- Chcesz wyjechać? - Głos mu się załamał. - Nie pamiętasz, co się stało, kiedy ostatnim razem chciałaś to zrobić?
Courtney zaśmiała się pod nosem, zdając sobie sprawę, że nie powinna mu mówić o swoich zamiarach. Wiedziała, że za wszelką cenę, będzie chciał ją zatrzymać i nie chodziło tu o nic innego. Na te myśl, poczuła przyjemne ciepło na sercu. Troszczył się o nią.
Ross odsunął się od dziewczyny i powoli przesuwając butem, przysypał jej ciało. Tak, jakby bał się, że ktoś ją zobaczy. Courtney wiedziała, że on sam zdaje sobie sprawę z tego, że znalezienie jej, to tylko kwestia czasu i nie ma sensu jej zakopywać całkowicie. Bała się tego, że ktokolwiek to zrobił, za wszelką cenę będzie chciał zrzucić na nią całą winę. I chodź nie potrafiła podać powodu, to była tego całkowicie pewna. Ktoś jej nienawidził i za wszelką cenę chciał się jej pozbyć.
- Nazywała się Camille - szepnął Ross.
Courtney chwyciła go za rękę. Miała nadzieję, że chociaż w ten sposób, trochę go uspokoi i pocieszy. Wiedziała, że teraz to on, będzie potrzebował szczególnie dużo wsparcia i zdawała sobie sprawę z tego, że teraz to ona, będzie musiała przy nim być. Role się odwróciły, a ona z jednej strony czuła, że jest mu to winna.
Ross niespokojnie rozejrzał się po korytarzu, by upewnić się, że nikt ich nie widzi, po to by razem mogli spokojnie porozmawiać. Uchylił drzwi od pokoju Courtney i wpuścił ją jako pierwszą.
- Wydaje mi się, że C zacznie atakować uczniów z imionami zaczynającymi się na tę literę - dodał, biorąc głęboki oddech. - Mamy mało czasu Courtney.
Dziewczyna z trudem spojrzała w oczy blondynowi. Było w nich coś, co sprawiało, że z jednej strony była spokojna. Natomiast z drugiej czuła, że on sam zdaje sobie sprawę z tego w co się wpakował.
- Nie rozumiem, jak chcesz to zakończyć? - westchnęła. - Nie rozumiesz, że to moja wina? Ja muszę wyjechać, nie mogę ryzykować.
- Chcesz wyjechać? - Głos mu się załamał. - Nie pamiętasz, co się stało, kiedy ostatnim razem chciałaś to zrobić?
Courtney zaśmiała się pod nosem, zdając sobie sprawę, że nie powinna mu mówić o swoich zamiarach. Wiedziała, że za wszelką cenę, będzie chciał ją zatrzymać i nie chodziło tu o nic innego. Na te myśl, poczuła przyjemne ciepło na sercu. Troszczył się o nią.
Bez słowa podeszła do niego i delikatnie złączyła ich usta w pocałunku. Mimo tak trudnej sytuacji, nie potrafiła się od tego powstrzymać. Czuła, że go kocha, że mu na niej zależy i nie chciała tego marnować.
- Bardzo cię kocham, wiesz? - wyszeptała, kiedy przerwała pocałunek i ponownie spojrzała mu w oczy. - Chciałabym mieć cię zawsze przy sobie.
Ross ujął jej twarz w dłonie.
- Wiem co knujesz - zaśmiał się, kiedy nastąpiła chwila ciszy. - Podpuszasz mnie.
- Może. - Courtney również się zaśmiała.
Ponownie złączyła ich usta w pocałunku, który z czasem zmienił się w gwałtowny i namiętny. Courtney powoli zatraciła się w nim, jakby ziemia usunęła jej się spod nóg. Jej ręce powędrowały na umięśnione ciało Rossa, aż w końcu miała ochotę, by pomiędzy nimi nie było niczego innego. Wszystko przestało mieć znaczenie, przekraczali granice, które sami sobie wyznaczyli. I chodź nie mówili o tym otwarcie, to doskonale to wiedzieli.
Po pewnej chwili Ross z cichym westchnieniem odsunął się od Courtney i zrobił parę kroków w tył. Oddychał szybko i mocno.
Nie musiała pytać, dlaczego to zrobił, dała mu chwile, aby mógł odzyskać równowagę, a sama wykorzystała ten czas, próbując ochłonąć i oczyścić umysł z pożądania.
- Muszę ci coś powiedzieć, Courtney - odezwał się, kiedy zapanował nad swoim oddechem.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i mimo najlepszych intencji wtuliła się w niego. Przez plecy przebiegł jej dreszcz, kiedy poczuła na sobie jego ciepły oddech.
- Tak trudno jest nie dać się ponieść, prawda?
Ross spojrzał na usta Courtney, a potem jego wzrok powędrował w stronę jej oczu. W końcu również ją objął i tak jak dzień wcześniej przycisnął do ściany. Przez chwile czuć było między nimi napięcie. Courtney czuła, że Rossa powstrzymuje coś więcej niż Cameron. Nie była tylko pewna co.
- Trudno, to za mało, by wyrazić jak bardzo tego chce - szepnął, kiedy Courtney westchnęła.
Wyciągnęła ręce i objęła go za szyję, dotykając ustami jego ust. Wiedziała, że w najbliższych dniach mogą się w sobie wzajemnie zatracić i wcale nie chciała tego zmieniać.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a w progu stanęła kobieca sylwetka. Courtney przyjrzała się jej dokładnie, a kiedy postać wyszła z cienia zrozumiała, że jest to pani dyrektor szkoły.
Odepchnęła od siebie Rossa i szybkim ruchem ręki przeczesała włosy. Tak, jakby to one zdradzały, co się tam przed chwilą działo. Wciąż na ustach czuła jego smak, przegryzła nerwowo wargę.
- Courtney Evans, jesteś aresztowana za morderstwo.
- Bardzo cię kocham, wiesz? - wyszeptała, kiedy przerwała pocałunek i ponownie spojrzała mu w oczy. - Chciałabym mieć cię zawsze przy sobie.
Ross ujął jej twarz w dłonie.
- Wiem co knujesz - zaśmiał się, kiedy nastąpiła chwila ciszy. - Podpuszasz mnie.
- Może. - Courtney również się zaśmiała.
Ponownie złączyła ich usta w pocałunku, który z czasem zmienił się w gwałtowny i namiętny. Courtney powoli zatraciła się w nim, jakby ziemia usunęła jej się spod nóg. Jej ręce powędrowały na umięśnione ciało Rossa, aż w końcu miała ochotę, by pomiędzy nimi nie było niczego innego. Wszystko przestało mieć znaczenie, przekraczali granice, które sami sobie wyznaczyli. I chodź nie mówili o tym otwarcie, to doskonale to wiedzieli.
Po pewnej chwili Ross z cichym westchnieniem odsunął się od Courtney i zrobił parę kroków w tył. Oddychał szybko i mocno.
Nie musiała pytać, dlaczego to zrobił, dała mu chwile, aby mógł odzyskać równowagę, a sama wykorzystała ten czas, próbując ochłonąć i oczyścić umysł z pożądania.
- Muszę ci coś powiedzieć, Courtney - odezwał się, kiedy zapanował nad swoim oddechem.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i mimo najlepszych intencji wtuliła się w niego. Przez plecy przebiegł jej dreszcz, kiedy poczuła na sobie jego ciepły oddech.
- Tak trudno jest nie dać się ponieść, prawda?
Ross spojrzał na usta Courtney, a potem jego wzrok powędrował w stronę jej oczu. W końcu również ją objął i tak jak dzień wcześniej przycisnął do ściany. Przez chwile czuć było między nimi napięcie. Courtney czuła, że Rossa powstrzymuje coś więcej niż Cameron. Nie była tylko pewna co.
- Trudno, to za mało, by wyrazić jak bardzo tego chce - szepnął, kiedy Courtney westchnęła.
Wyciągnęła ręce i objęła go za szyję, dotykając ustami jego ust. Wiedziała, że w najbliższych dniach mogą się w sobie wzajemnie zatracić i wcale nie chciała tego zmieniać.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a w progu stanęła kobieca sylwetka. Courtney przyjrzała się jej dokładnie, a kiedy postać wyszła z cienia zrozumiała, że jest to pani dyrektor szkoły.
Odepchnęła od siebie Rossa i szybkim ruchem ręki przeczesała włosy. Tak, jakby to one zdradzały, co się tam przed chwilą działo. Wciąż na ustach czuła jego smak, przegryzła nerwowo wargę.
- Courtney Evans, jesteś aresztowana za morderstwo.
Świetny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńJa lubię ^^
Lubię opisy *.*
OdpowiedzUsuńCudo <3
Uwielbiam opisy ;)
OdpowiedzUsuńCzy dyrektorka może aresztować ucznia? xD
Jeszcze tylko zastanawia mnie jeden fakt. Mianowicie: Czy oni tę dziewczynę tam zostawili? O.o
Naturalnie czekam na next.
Świetny rozdział nie mogę się doczekać nexta :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz :D
jakie świetne! :*
OdpowiedzUsuńhttp://mylife-tasia.blogspot.com/2015/03/sheisideclick.html#comment-form
POKLIKASZ KOCHANA W LINKI, proszę <3 buziaki:*
opowiadanie jest mega!
OdpowiedzUsuńświetnie rozbudowana fabuła i ciekawe wątki!
czekam na nexta z niecierpliwością ♥
pozdrawiam
http://julia-and-lifestyle.blogspot.com/
Świetny rozdział ��
OdpowiedzUsuńDopiero teraz się zorientowałam,że nie skomentowałam rozdziału...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam! Wspaniały rozdział! To opowiadanie jest tak uzależniające!
Jeżeli chodzi o opisy... Moim skromnym zdaniem czym więcej tym lepiej.
Osobiście mi to nie wychodzi xD
Pozdrawiam ;*
Buziaki!
~Florie Evans/Nie Normalna Dziewczyna :D
http://in-texas-story.blogspot.com/