16 sie 2015

Rozdział 2

Rozdział +18




Cameron przyglądała się chłopakowi, uśmiechając się pod nosem i uwolniła go z krepujących więzów. Natomiast on stał jak sparaliżowany i zerkał to na nią, to na drzwi, przełykając teatralnie ślinę.
- Coś ty jej zrobiła! - ponowił pytanie - Cameron, ja zrobię wszystko, by ją ocalić. Tylko...
- Nie ma ''tylko'' - uciszyła go Cameron, przytykając palec do jego warg - Wszystko, tak?
Ross z wahaniem przytaknął. Cameron się rozluźniła i odetchnęła.
- Courtney na tobie zależy - stwierdziła - Będziesz mógł ją zobaczyć pod warunkiem, że mi się oddasz.
Ross kaszlnął i upadł na podłogę, nie miał już sił na ciągłe zachcianki byłej dziewczyny. Zdawał sobie sprawę, że nie minie wiele czasu, zanim go do reszty wykończy. Strzępki zdrowego rozsądku, które mu jeszcze zostały, skupiły się na jednej osobie - Courtney.
- Ja... - zaczął Ross.
- To nie wszystko - przerwała mu partnerka - Zobaczysz się z nią, ale jedyne o czym będziesz z nią rozmawiał, to o naszej zabawie. Powiesz, że było jak w niebie i że to powtórzysz.
Ross zerwał się nagle z podłogi, pchnięty siłą gniewu i chwycił Cameron za koszulkę. Szarpnął nią kilka razy i rzucił na ścianę.
- Co?! - podszedł do niej, pełen gniewu i nienawiści - W życiu się na to nie zgodzę! Jesteś zwykłą zdzirą, która uważa, że może mieć wszystko, nawet kosztem innych! Ty wredna zołzo, oddawaj mi Courtney!
- Nic nie rozumiesz, Ross - odrzekła trochę zaskoczona Cameron - No cóż, przemyśl to jeszcze, blondasku. Koszt jest wysoki, ale upewnisz się, że żyje i że jest zdrowa. A w każdej chwili mogę przecież zmienić ten stan.
Ross spochmurniał i odsunął się od Cam. Tak bardzo w tej chwili marzył, by choć zobaczyć Court, że zrobiłby wszystko, żeby ją spotkać. Wiedział, jakie będą tego konsekwencje i nie obchodziło go, co stanie się dalej. Liczyła się tylko ona. A jeśli ceną za ich spotkanie jest zdrada, to nie pozostaje mu nic innego.
Blondyn podszedł do stojącej pod ścianą Cameron i zamknął ją w pułapce jego ramion.
- Camiś - szepnął, patrząc na nią - Tak, jak dawniej...
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Ross zaczął ją delikatnie całować, Cameron wplotła mu palce we włosy i pogłębiła pocałunek. Chłopak zaczął zjeżdżać coraz niżej, zaznaczył szlak od szyi, obojczyków aż po brzuch i jednym ruchem pozbył się koszulki dziewczyny. Cameron zaczęła cicho dyszeć, gdy zjechał dłońmi na biodra i całując podbrzusze, zsuwał jej powolutku spodenki i rzucił za siebie. Gwałtownie wstał, zabrał Cam w ramiona, położył ją na małej kanapie i ściągnął koszulę wraz ze spodniami. Brunetka zachichotała i pociągnęła go za szyję tak, by się na niej położył. Ross pocałował ją przelotnie i wrócił do bioder. Zębami zdarł jej majtki i chwilę trzymał w ustach, potem wypluł je na podłogę i to samo zrobił ze stanikiem.
- Mmmm skarbie - mruknęła Cameron - Czyż nie przyjemnie?
Tym razem to chłopak przytknął jej palec do ust i wepchnął go do środka, następnie skierował dłoń na jej kobiecość i zaczął ją delikatnie pieścić. Dziewczyna wygięła się w łuk i jęknęła. Ross nie przerywał czynności, wspiął się wyżej i językiem dotknął jednej piersi, potem drugiej. Po kilku minutach wyjął z niej palce i rozchylił nogi, pochylając się, przejechał kilka razy językiem po łechtaczce. Cameron przytrzymała jego głowę, by za szybko nie zrezygnował, wyciągnęła się, by być bliżej niego i mruknęła z rozkoszy i zadowolenia. Brunetka w jednej chwili obróciła się tak, by znaleźć się nad blondynem i uśmiechnęła się chytrze. Przejechała językiem od warg po pępek, zostawiając mokre ślady na skórze chłopaka i zaczęła delikatnie całować jego męskość. Po chwili Ross jęcząc, zanurzył się cały w jej ustach. Cameron widząc, że blondyn dosłownie się rozpływa, postanowiła działać nachalniej. Przytrzymała jego ręce i skierowała je na swoje piersi, nie odrywając przy tym (z trudem) ust od Rex'a.
- Masz go - wyjęczał Ross - Masz go całego. Jest twój, więc go pieść!
Cameron przerwała czynność i wstała, pochyliła się nad chłopakiem i wdarła się językiem do jego buzi.
- Jesteś pyszny! - jęknęła.
 Przygryzła mu wargę i wróciła na miejsce, biorąc do rąk członka i zataczając na nim koła. Ross warknął i wygiął się z całej siły, jednocześnie bardziej rozchylając nogi. Złapał kurczowo za róg sofy a jedną nogę zawiesił wysoko na oparciu.
- Aaah, Boże! - krzyknął - Więcej...
- Kochanie - odezwała się, mokra już, Cameron - Mamy jeszcze dużo czasu.
Wieczność, pomyślała.
Dziewczyna wróciła tą samą drogą pocałunków do ust Ross'a i złapała go za głowę, zagłębiając się i tańcząc językiem w jego buzi. Blondyn objął ją i przewrócił, nadal całując i błądząc dłońmi po ciele partnerki. Oderwał się wreszcie i wrócił do pieszczenia jej biustu, brzucha i kobiecości podczas, gdy Cameron wiła się i mruczała. Ross głośno cmoknął i wdrapał się, by wepchnąć wilgotny język do jej ust i przytrzymać jej biodra. W jeden chwili znalazł się w niej, mocno pchając i jęcząc.
- Ohhh, Ross! - jęknęła brunetka - Skarbie, chcę cie więcej! Poczuj mnie wokół siebie!
Chłopak zaczął się poruszać w coraz szybszym tempie, raz za razem jęcząc i miaucząc. Złapał jej nadgarstki i przytrzymał je za jej głową, po czym kochał ją jeszcze mocniej. Od czasu do czasu odrywali usta od siebie by wydobył się z nich okrzyk podniecenia i przyjemności.
- Mogę cię przelecieć w każdej chwili, a ty i tak będziesz nadstawiać tyłek - szepnął Ross pomiędzy jęknięciami. - No dawaj, dochodź już!
Cameron wbiła blondynowi paznokcie w plecy i krzyknęła, dochodząc. Ross odchylił głowę do tyłu i otworzył szeroko usta, krzycząc imię dziewczyny i znów pochylił się z uśmiechem, by ją pocałować.




***


Courtney wychyliła głowę zza framugi drzwi i wytężyła wzrok. Wszędzie panowały egipskie ciemności, jakby budynek nie miał dostępu do światła. Dziewczyna nie wiedziała, czy jest noc, czy dzień i nie było to w żadnym stopniu teraz ważne. Liczyło się tylko wyjście z Piekła, ale nie wiedziała, że to nie będzie takie proste.
Stawiając jedną nogę za drugą, powolutku, na paluszkach zaczęła się przemieszczać wzdłuż długiego, ciemnego korytarza, próbując dostrzec coś wokół ciemnej osłony. Stare deski protestowały i zdradzały jej położenie z każdym kolejnym krokiem, co bardzo zirytowało dziewczynę.
- Doprawdy, nawet ten dom jest przeciwko mnie!
Opierając się ręką o ścianę, by nie upaść, szła coraz szybciej w obawie, że ją obserwują. Nie było słychać nic, prócz jej kroków, głośnego oddechu i kołatającego serca. Court miała wrażenie, że słychać jego bicie w całym domu. Mrugając, przeszła na drugą stronę korytarza i straciła grunt pod nogami. Z ręką na oczach zaczęła się turlać  w dół po drewnianych schodach i z trzaskiem łamanych desek upadła twarzą w stronę podłogi.
- O rany - jęknęła.
Najwolniej, jak umiała, poczęła się podnosić i z ręką tym razem karku, wyprostowała się. Strzeliło jej coś w kręgosłupie i brunetka skurczyła się z bólu, ale zaraz po tym już szła dalej, gdyż usłyszała przed sobą cichy szelest. Idąc na ślepo, dostrzegła okno ale podchodząc bliżej, ukazały się żelazne kraty. Rąbnęła pięścią w parapet i w tym momencie ktoś złapał ją za ramię. W samoobronie, odwracając się uderzyła ciemną postać zaciśniętą dłonią w twarz. Upadła.
- Aua! - ktoś krzyknął - Kurwa, Courtney! Bolało!
Courtney pisnęła.
- Laurel! - Radosna, pomogła przyjaciółce wstać i zawisła na jej szyi jak lemur na gałęzi.
- No już dobrze, ale zejdź ze mnie!
- Co ty tu...Laurel! Jak... Boże! - Courtney była czerwona ze szczęścia i podskoczyła, w jednej chwili tego żałując.
- Uuuuu - mruknęła - Moje plecy!
Lau zaśmiała się smętnie.
- To, jak spadłaś ze schodów, było najzabawniejszą rzeczą, jaką widziałam, nie licząc faceta, ubranego w obrus spięty klamrą i bez butów, grającego na harmonijce, który pomylił tabletki przeciwbólowe z tymi od prostaty.
Courtney szturchnęła ją ramieniem, następnie zgięła się wpół przytłoczona kolejną falą bólu.
- Chodźmy stąd, nim się tu rozpadniesz.
Laurel wzięła brunetkę pod ramię i poprowadziła ją w stronę schodów.
- Gdzie my idziemy? - spytała Court.
- Zaufaj mi.
Dziewczyny powoli weszły na górę i skierowały się w przeciwną stronę, skąd uciekła Courtney. Laurel przystanęła i kazała przyjaciółce zaczekać, gdyż ona idzie sprawdzić, czy nikogo nie ma w pobliżu. Po paru minutach wróciła i obie ruszyły dalej. Doszły prawie na sam koniec korytarza, Laurel otworzyła jedne z drzwi i zaprosiła Court do środka.
- Czemu mam tam wchodzić? - zdziwiła się Courtney. - Musimy stąd uciec! Wyjście jest na dole! Tam!
Laurel uparcie wskazała pokój i prosiła, by brunetka nie stawiała oporu.
- Lulu, co się dzieje? Dlaczego każesz mi tam wchodzić? Ja chce uciec! Rozum...
W tym momencie Laurel wepchnęła dziewczynę do środka tak, że ta upadła na uszkodzone plecy. Courtney z bólu nie mogła oddychać, prąd rażący jej ciało paraliżował ją przy każdym najmniejszym ruchu. Leżąc, podniosła głowę i spojrzała na przygnębioną przyjaciółkę.
- Laurel.... - kaszlnęła krwią, plamiąc bluzkę - Kto cię zmusił. Kim jest -C? Proszę...
Laurel zamknęła drzwi.



***



Pokój wypełniał odór nowej stali i żelaza. Z okopconego kominka wydobywał się popiół i spalone drewno, a wokół były tylko gołe ściany. Mężczyzna zaszeleścił kajdankami, nadgarstki zapiekły, prosząc o litość. Oczy, przyzwyczajając się do ciemności, dostrzegły duże drewniane drzwi i okno zasłonięte kratami.
Krzyknął.
Nie było niczego ani nikogo w pobliżu. Zawsze istniała nadzieja na lepszy los, ale jej też trzeba pomóc. Sprawy zaszły za daleko. Jedyna osoba, która wie, jak to odkręcić, jest gdzieś tu, w tym budynku... Ale gdzie i jak do niej dotrzeć?



Siemaneczko, ziomki! Pewnie mnie nie lubicie za te przerwy, co?
I teraz tak: RZYGAM! To coś, co przeczytaliście, to była moja pierwsza scenka +18 w życiu, dlatego proszę o wyrozumiałość, jednocześnie uwagi co do tego się przydadzą. Będę wiedzieć, co jest nie tak... Co do rozdziału, pisałam go na szybko, ponieważ ---> Nie ma mnie od początku wakacji w domu, kilka dni wakacji spędziłam, siedząc na sofie, lecz niedługo znów wyjeżdżam, co oznacza brak dobrego Wi-Fi i Wasze niezaspokojone umysły. Przepraszam, musicie tu non stop zaglądać i paczać, czy nie ma rozdziału, a jak nie ma to potem są napady na bank, utonięcia i potyczki w gimnazjum... Co zrobić... Mogę stwierdzić, że jesteście najlepsi!!! Wasze komentarze są warte więcej, niż sztabka złota czy płynna platyna. Serio, to takie mega pobudzające, jak ktoś docenia Waszą prace i jeszcze do tego was wspiera! Cieszę się razem z Wami na sezon II i mam nadzieję, że się nie zawiedziecie! Ahhh i co do rzadko dodawanych rozdziałów, to gdy te wszystkie wakacyjne sprawy się skończą i zacznie się systematyczność lekcyjna, nie będziecie już narzekać na brak nowych postów (chyba, że któraś z nas będzie cierpieć na brak-wenum populanum)
Do następnego rozdziału!!
(za wszelkie błędy, przepraszam!)
~Izabela

28 lip 2015

Rozdział 1 Everyone has some secret

      - Nie!
     Courtney wzięła głęboki oddech i niepewnie rozejrzała się po pokoju, w którym się obudziła. Tak naprawdę, miała nadzieję, że to, co się wydarzyło, to tylko sen - to znacznie by ją wzmonicło. Wciąż jednak czuła przeszywający ból w okolicach skroni, który nie pozwolił jej zapomnieć o tym co się wydarzyło.
     Ponownie rozejrzała się po pokoju, który wyglądał dokładnie tak, jak ten, w jej domu. Było tak ponuro, że przeszedł ją dreszcz. Nawet mimo jasnego nastroju, czuła się niespokojnie. Nie ponawał tu również ten sam, przytulny klimat, który zawsze odczuwała. Courtney czuła się tu tak obco i miała dziwne przeczucie, że ktoś cały czas ją obserwuję. Z każdą chwilą, te przecucie zmieniało się w całkowitą pewność.
     Podbiegła do okna i rozsunęła zasłony. Miała nadzieję, że wtedy da radę zrozumieć, gdzie jest. Zmrużyła oczy, by przygotować się na światło, ale wszystko było zamurowane. Nie była w domu - tego była pewna. Poczuła, że serce zaczyna jej walić jak oszalałe, a puls przyśpieszać. Odruchowo spojrzała w górny kąt pokoju i poczuła coś więcej niż strach - nienawiść. Nieduża kamera była skierowana wprost na nią.
     Courtney nie potrafiła zdobyć się na to, by cokolwiek zrobić. Bała się, że ktoś właśnie na to przez cały ten czas czekał - na jej strach. Wiedziała, że prześladowca trafił w samo sedno. Wcześniej nie była sama, wokół niej zawsze ktoś był - teraz nie ma nikogo.
     - Dobra, wygrałeś - roześmiała się nerwowo, patrząc w kamere. - Jestem twoja.
     Czuła się dziwnie z myślą, że ktoś przez cały ten czas, może siedzieć po drugiej stronie i wpatrywać się w nią z czystą nienawiścią. Z jednej strony, nie robiło jej to dużej różnicy, bo wiedziała, że wcześniej wcale nie było inaczej. Jednak z drugiej zdawała sobie sprawę, że teraz jest w pułapce.
     Zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Nie mogła powstrzymać się od mówienia co jakiś czas do kamery. Tak naprawdę miała nadzieję, że to coś da, a tajemniczy prześladowca dałby jej w końcu spokój.
     Podeszła do drzwi i nerwowo chwyciła za uchwyt. Chciała, by okazało się, że są otwarte, a kamera i zamurowane okna, to tylko jej wyobraźnia. Niestety - za dużo chciała. Zaczęła walić w drzwi z całych sił i ciągnąć - jakby to miało coś dać.
     - Chce wyjść - krzyczała. - Błagam, wypuść mnie!
     Po chwili jednak zastygła w bezruchu i zsunęła się na ziemię. Czuła się taka samotna i bezbronna. Nie potrafiła pogodzić się z myślą, że w każdym momencie C może posunąć się za daleko, a wtedy nie będzie już ratunku.


       
     Cameron nachyliła się do stojącego obok Rossa i namiętnie go pocałowała. Przez cały ten czas rozpamiętywała to, co kiedyś między nimi było. Miłość i namiętność, która ich łączyła, przemieniła się w czystą nienawiść. Podczas całowania go, nie czuła już tego, co wcześniej - pragnęła zemsty.
     - Przestań - przerwał jej Ross - Nienawidzę cię.
     Czuł się winny, że pomimo tego, co razem przeszli, wciąż siedział z nią w tym samym miejscu, co kiedyś. Zanim tak naprawdę zakochał się w Courtney, razem z Cameron spędzali tu cały wolny czas. Była to ich kryjówka, o której nikt nie wiedział. Teraz, gdy wszystko się zmieniło, w pokoju siedział sam, a Cameron nawet nie chciała do niego wchodzić.
     Cameron ponownie nachyliła się do niego, ale tym razem nie pocałowała. Z każdą kolejną chwilą czuła, jak chłopak zaczyna denerować się coraz bardziej. Czyżby się bał?
     Uśmiechnęła się niewinnie i bezlistośnie spoliczkowała.
     - Mało mnie to obchodzi, kochanie - roześmiała się. - Ważne, że Courtney czuje do ciebie to samo.
     Zrobiła wokół niego kilka kroków, tym samym wodząc dłońmi po jego skórze. Czuła, że nigdy nie była tak szczęśliwa, że nigdy nic nie poszło jej tak gładko. Za każdym razem nadarzyła się okazja, by ta dwójka jeszcze bardziej się do siebie zbliżyła - pomimo tego, że efekt miał być odwrotny.
     Przez chwilę wciąż dotykała jego nagiej skóry. Bawiło ją to, że tak łatwo może nim manewrować. Wydawało się, że teraz całkowicie ma władzę, a Ross jest bezsilny.
     - Nie potrafię zrozumieć, dlaczego to zrobiłaś? - odezwał się, kiedy ta wciąż chodziła wokół niego. - Co ona ci takiego zrobiła?
     Cameron uśmiechnęła się ponownie i bez uprzedzenia popchnęła Rossa na regał z książkami, tym samym namiętnie go całując. Robiła tak zawsze, kiedy jeszcze byli razem. Wtedy on pogłębiał pocałunek i bawił się z nią całą noc. Niestety teraz nawet na nią nie spojrzał, a to ją zabolało.
     - Naprawdę myślisz, że tu chodzi o nią, Ross? - zaczęła. - W końcu to ty wpakowałeś jej się do łóżka już pierwszego dnia, kiedy tu przyjechała i to ty, jako mój chłopak mnie z nią pomyliłeś!
     Przez chwilę próbowała mówić podniesionym tonem, jednak z czasem nienawiść wychodziła z niej sama - nie potrafiła jej powstrzymać.
     - Założe się, że podczas tego waszego krótkiego romansu, zdążyłeś ją nawet tu przyprowadzić - mówiła dalej. - Ciekawe ile razy to robiliście?
     Ross spojrzał na nią i wstrzymał oddech. Cameron dobrze wiedziała, że niebyłby w stanie przyprowadzić tu Courtney - wszystko by się wydało.
     Jego tajemniczy pokój znajdował się na strychu Akademii. W nim mógł odetchnąć i wszystko przemyśleć. Przyniósł do niego wszystkie dowody, które mogłaby znaleźć Courtney i ukrył - tak, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw. Nieraz z trudem powstrzymywał się od tego, by zaprosić do niego dziewczynę. Cameron uważała, że robi to dlatego, bo jest to ich miejsce. On jednak wiedział, że Courtney wszystkiego by się dowiedziała i za wszelką cene starał się nic nie mówić.
     - Cameron, to nie tak... - Ross zaczął się tłumaczyć.
     - Zamknij się, bo już mnie to nie obchodzi - przerwała mu. - Dawno mogłabym ją zabić, ale to nie byłaby wystarczająca kara dla ciebie, prawda?
     Teraz jej głos stał się spokojny, a nawet przesłodzony. Stanęła naprzeciwko niego i zatrzymała dłoń na jego ramieniu.
      Ross spojrzał na nią i starał się opanować oddech.
      - Co ty jej zrobiłaś?
      Jego wzrok przepełniała nienawiść i strach. Nie mógł pogodzić się z myślą, że tak po prostu może stracić Courtney.
     Cameron pocałowała go poraz kolejny, wciąż nie czując przy tym niczego, co mogłoby ją do tego zachęcić. Z każdą chwilą całowała go coraz namiętniej, a on nie potrafił nie odwzajemnić pocałunku.
      - Kochanie, nie denerwuj się - roześmiała się. - Ty już się wszystkim zająłeś.

 

      Courtney otarła kolejną łzę, płynącą po jej policzku, wpatrując się w zamurowane okno przed sobą. Czuła się tak dziwnie. Była w swoim pokoju, ale jednocześnie w ogóle do niego nie pasowała. Wciąż szukała wzrokiem jakiejkolwiek wiadomości od C, która mogłaby powiedzieć jej, dlaczego tu jest. Niestety nic nie znalazła.
     Cała jej bezsilność wyszła tak nagle. Nie mogła siedzieć w spokoju i czekać na to, co postanowi zrobić C - to ją przerastało. Czuła nienawiść nie tylko do C, ale też do Rossa. Wydawało jej się, że gdyby nie on, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji. Zastanawiała się dlaczego Ross cały czas ją okłamywał. Dlaczego mówił, że ją kocha? Nie potrafiła tego zrozumieć.
     - Mówiłeś, że będziesz - szepnęła, żeby chodź trochę sobie ulżyć. - Nie mogę uwierzyć, że byłam taka głupia - dodała, kiedy poczuła, że znów zbiera jej się na płacz.
     Próbowała odepchnąć od siebie wszystkie wspomnienia związane z Rossem. Nie chciała, aby C wykorzystał jej nagłą rozsypkę. Wspomnienia jednak były zbyt silne i w jednej chwili przed oczami pojawiła jej się twarz chłopaka.

-Urocza jesteś. Tyle się nie widzieliśmy, a ty udajesz, że mnie nie znasz? - blondyn puścił dziewczynę i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.

- Jestem Courtney Evans i chodzę do tej akademii zaledwie jeden dzień! Nie mam prawa cię znać - brunetka zaczęła chodzić na około chłopaka i przyglądała mu się z różnych stron. W końcu stanęła przed nim i z uniesioną głową, próbowała wyglądać poważnie.

- Kochana, zamiast się ze mną droczyć, może przyjdziesz i mnie przytulisz?
- Ja nikogo nie tulę. - Courtney nie spuszczała z niego wzroku.


     - Ale teraz nie wiesz, jak bardzo tego potrzebuje - dopowiedziała, przez zaciśnięte zęby.
     Miała cichą nadzieję, że Ross ją usłyszy i zrozumie, jak bardzo ją skrzywdził. Nigdy wcześniej nie była w takim stanie, nie wiedziała co robić. Czuła, że już nic nie będzie takie jak wcześniej.
     Stanęła po środku pokoju, a wtedy jedne z drzwi (które wcześniej za wszelką cene próbowała otworzyć) się otworzyły. Poczuła, że znów zaczyna się denerować, a świadomość o tym, że jednak jest jakieś wyjście, wcale jej nie uspokajała.
     Podeszła do drzwi i wpatrywała się w pusty korytarz za nimi. Wzięła głęboki oddech i ruszyła...
     Chodź wiedziała, że może być jeszcze gorzej.




Od autorki: Witam wszystkich po dość długiej przerwie z dodawaniem rozdziałów! Nie mogę wyrazić tego, jak bardzo chciałabym, aby wielu z Was nie widziało w tym blogu tylko kolejnego, nudnego fanfiction, a opowieść, gdzie możecie wykazać się sprytem i kreatywnością. Poza romansem staramy się też dodać wiele sekretów i kłamstw, które mogą czasem namieszać Wam w głowach... Zostawiam Was więc z rozdziałem pierwszym i czekam na wasze teorie o tajemniczym C. :)

Roxx 

17 lip 2015

Prolog

     Czy myślałeś kiedyś, że będziesz w stanie zrobić coś tak głupiego, tak niewybaczalnego, tak bardzo nie w twoim stylu, że konsekwencje tego, będą mogły ciągnąć się przez reszte twojego życia? Może przez cały czas ukrywałbyś się na drugim końcu świata, ze zbyt wielkimi wyrzutami sumienia, by pokazywać się ludziom na oczy. Może nie potrafiłbyś żyć z tak wielkim ciężarem na sercu i wolałbyś poprostu ze sobą skończyć. Wtedy twój sekret w jednej chwili nie byłby już tak ważny, a ty nie musiałbyś się z nim męczyć.
     To było by jednak zbyt proste.
      Pomimo naszego milczenia i starań, by nic nigdy nie wyszło na jaw, zawsze znajdzie się ktoś kto wie o nas wszystko. Wyobraź sobie, że nieświadomie ktoś przez cały ten czas manewruje tobą, niczym marionetką. Wciąż stale wpędza cię w poczucie winy i przypomina o wszystkim, co kiedyś miało miejsce. A jednak za każdym razem przytrzyma się przy życiu.
     Abyś cierpiał.
     Nawet najbardziej zaufany przyjaciel może okazać się kimś, kto przez cały czas, dążył tylko do twojego nieszczęścia. To, co wydawało się prawdziwe, było tylko przykrywką, aby w końcu się zemścić. Może odkryłbyś prawdę wcześniej, a może nie byłbyś w stanie wzbudzić co do niego podejrzeń. To tylko odbiłoby się na tobie.
     Bo pomimo wszystko, to ty byłeś winien.
     Przykro mi, ale teraz i ty jesteś świadkiem wszystkich zdarzeń. Poznałeś więc już zasady gry i zobowiązany jesteś w nią zagrać. Ja po bawię się w teatrzyk, a ty na jakiś czas staniesz się moją marionetką. Uważaj komu ufasz i wierzysz bezgranicznie, bo gra właśnie się rozpoczyna.
-C

8 lip 2015

Sezon II

     Koło starego, dawno poniszczonego przez czas, budynku stała mała, drewniana altanka. Courtney bała się, że altanka pewnego dnia zniknie, gdyż tatuś i mamusia powiedzieli, że jest im niepotrzebna. Dziewczynka kochała tą drewnianą konstrukcje, ale nie chciała się do niej przyzwyczajać, by potem ból po utracie był mniejszy. Courtney nienawidziła bólu spowodowanym stratą ważnej rzeczy lub bliskiej osoby. To było jak usunięcie cząstki duszy, na zawsze. Bez możliwości jakiejkolwiek naprawy.
    - Courtney - zawołała mama, stojąc smutna na ganku przed domem. - Zbieraj się, musimy już jechać.
     Mama mówiła, że pojadą w niezwykłe miejsce, gdzie wszystko się zmieni. Znajdą tam nową szansę, już nie będzie tak samo.
     Dziewczynka podniosła się z trawy a jej złote loki fruwały na wietrze, gdy pędziła do mamy zadowolona i ciekawa nowości, jakie ją czekają. Razem z tatusiem wsiedli do samochodu i odjechali, Courtney ostatni raz spojrzała na ogromny, samotny dom - jej dom.
     Miejscem docelowym również okazał się dość staro wyglądający, przypominający szpital, budynek. W środku było nieprzyjaźnie i ciemno, co chwila mijały Courtney jakieś dzieci.
     - Co się dzieje? - spytała dziewczynka.
     Mamusia nie odpowiedziała, tylko podała dłoń dziewczynki jakiejś brzydkiej, starszej pani, a ta poprowadziła ją przez korytarz. Courtney odwróciła się i zobaczyła mamusię w towarzystwie dwóch innych dziewczynek. Były bardzo ładne, miały falowane brąz włoski i były identyczne.
     - Mamo! - zawołała dziewczynka ale mamusia jej nie usłyszała. Uśmiechnięta, zabrała dziewczynki za rączki i wyszła z budynku.


~~~

     Zimne ściany i niewygodne łóżko spowodowały, że Courtney zdrętwiała. Brunetka nie mogła otworzyć oczu, poruszyć głową ni ciałem. Leżała drętwo na kołdrze i wdychała zapach wilgoci, oblepiający ściany, sufit, nawet powietrze było wilgotne. Jednak pomimo tego, że została porwana i że nie może się ruszyć, było jej dobrze. Dziewczyna nie miała pojęcia, czy to przez to, że jeszcze się nie dobudziła czy może chodziło o miejsce. Połączona i związana czymś silnym z pokojem, w którym teraz leży, była aż zbyt odczuwalna.
     A może była po prostu ranna?
     Courtney chciała otworzyć oczy, na próżno jednak jej próby, ból głowy kuł niemiłosiernie, a całe ciało zmrożone nie miało zamiaru być posłuszne. Chciała krzyknąć, ale usta pozostały na miejscu, o ile było to możliwe, Courtney chciała znaleźć się teraz tam, gdzie był spokój, cisza i gdzie było...przeciętnie bezpiecznie.
     Na dnie oceanu, czekając na śmierć.
     Bo chyba to zamierzali z nią zrobić? Czego chciał -C? Śmierci? Kasy? Zemsty? Ale za co? Czemu, do diabła, ona?

~~~

     Starsza Pani w siwym koku otworzyła drzwi do niezbyt ładnego pokoiku i postawiła torebeczkę dziewczynki na stoliku przy łóżku. Podeszła do okna, by upewnić się, czy samochód już odjechał. 
     - Chcę do mamusi - szepnęła dziewczynka i szarpnęła sukienkę Starszej Pani.
     - Zostaw moją suknię, brzydka dziewucho! - krzyknęła Starsza Pani.
     Dziewczynka ze strachem w oczach odsunęła się od niej i usiadła na łóżeczku. Splotła rączki i opuściła głowę, szepcząc cichutko pod nosem.
     - Chcę do domu, do mamy - powiedziała - Do taty i do mamy. Chcę iść do altanki i powąchać kwiatuszki w ogrodzie. Gdzie jest moja mamusia? Kiedy wróci?
Starsza Pani pokręciła głową i pociągnęła nosem. Chwyciła klamkę od drzwi i spojrzała na dziecko.
     - Wy zawsze coś chcecie - i wyszła.


~~~


     - Odwal się ode mnie - powiedział blondyn - Koniec, już po komedii. 
     Courtney upadła.
     - Nie! - krzyknęła - Ross, posłuchaj!
     - Daruj - uniósł rękę do góry - Ośmieszasz się.
     - Tak, ośmieszasz się - rzekła Cameron. Podeszła do Rossa i poczęła go całować, namiętnie i z pożądaniem. 
     - Court, to koniec - szepnęła Delly - Tak mi przykro, że...
     Brunetka wstała i chwyciła za nóż, leżący na stoliku na stołówce. Leniwie przeleciała wzrokiem po zebranych i podeszła do Delly. Za jednym zamachem powaliła blondi na ziemie i spojrzała na chłopaka.
     - Lubię się z tobą bawić, Ross - szepnęła, uśmiechając się pod nosem - Dzisiaj jednak ja będę zwycięzcą.
     Courtney wzięła zamach i mocno rzuciła tępym nożem w stronę blondyna. Ktoś krzyknął. Spojrzała na swoje dłonie, były czerwone. Dziewczyna polizała środkowy palec i spojrzała na Cameron.


~~~


     - ROSS! - Courtney poderwała się i spadła z łóżka, cała obolała. Jeszcze kilka godzin temu nie była w stanie się ruszyć, a teraz gwałtowny ruch spowodował szok i Courtney, leżąc, trzęsła się i dusiła, nie mogąc nabrać powietrza.
      Morderstwo. Ona. Ross. Ross...



~~~


     - Jak masz na imię? - spytała Miła Pani.
     - Courtney - odpowiedziała dziewczynka - A pani?
     Starsza Pani uderzyła dziewczynkę w głowę za bezpośrednie zwracanie się do osób starszych, ale Miła Pani nie wydawała się zła.
     - Stormie - powiedziała i uśmiechnęła się do dziewczynki.
     - Wiesz, gdzie jest moja mamusia? - spytało dziecko - I moja altanka?
     Miła Pani Stormie wyprostowała się i spojrzała na Starszą Panią.
     - Proszę iść po dokumenty - odrzekła i znów zwróciła się do dziewczynki - Już niedługo będziesz u mamy. Obiecuję.
     Dziewczynka nieśmiało uśmiechnęła się do Miłej Pani i ujęła jej rękę. Ochoczo wyszła z nią z brzydkiego budynku, przed którym stała grupka osób, chłopcy i Miły Pan.



Witam ponownie Szanowną Szlachtę :D Nasz powrót oznacza emeryturę waszych nerwów i psychiki, także myślę, że się cieszycie :*
Uwaga, uwaga...nadchodzi....sezon II! Będziecie dużo płakać, obiecuje :) Ale tak poza tym...
Kochani, na blogu nastąpiła mała zmiana, niezdolna do przeoczenia. Ja wraz z Roxanną chciałyśmy was zapytać o bardzo ważną rzecz, mianowicie wasze zdanie na temat wyglądu bloga. Długo męczyłyśmy się i czekałyśmy na szablon, poprawiając go tryliard razy, oceniając i kręcąc nosem (my takie wybredne :D). Cóż, w naszej opinii nasz nowy szablon jest za mało tajemniczy, a wręcz otwarty jak książka. Trochę nam z tego powodu przykro, ale nie chciałyśmy już was dłużej unikać, tak więc pod tym postem chciałybyśmy zobaczyć nie tylko wasz entuzjazm sezonem II, ale również wasz opis szablonu, oraz czy jest dla was wystarczająco tajemniczy. Czy wam odpowiada...
A teraz start sezonu II za 3...2...1!!!

~Izabela i Roksana, która właśnie się wkradła... ♥



18 kwi 2015

RODZIAŁ 15

     Courtney poczuła dziwne ukłucie w sercu. Czuła się tak, jakby odebrano jej jakąś część siebie. Wydawało się, że jakiś cichy głos w jej głowie, starał się jej coś przekazać. Ona jednak, nie potrafiła go odszyfrować. Miała dość, naprawdę nie miała na to siły. Od paru dni, nawet nie zmrużyła oka, przez ostatnie kilka dni z rzędu ledwie radząc sobie z nowinami od -C.
     Nawet nie chciała myśleć o tym, że ktoś nie tylko wie o niej i o Rossie, ale także o wiadomościach, jakie od kogoś otrzymuje. A co jeśli ten ktoś to wszystko sobie zaplanował? Co, jeśli ona jest jego zabawką w całej tej grze? Courtney nie chciała, żeby jej przypuszczenia okazały się prawdą. Nie teraz, kiedy przeszła przez to wszystko.
     Nie mogła odpędzić od siebie też myśli, że wiadomość mogła przysłać jej nie tylko Cameron, ale też brat Rossa. Nie znała go długo,  lecz kiedy z nim rozmawiała, widziała w jego oczach prawdę. Nie potrafiła zrozumieć, czy byłby w stanie kogoś zabić, a potem robić to ponownie. Przecież to nie miałoby sensu. Jeśli jednak wiadomość przysłała jej Cameron, to zdecydowanie łatwiej byłoby ją zdemaskować. Od samego początku wiedziała, że nie powinna mieszać się w jej związek z Rossem, a potem tak po prostu powiedzieć jej, że to koniec. Dlaczego więc wiadomości otrzymywała przed przyjechaniem do Akademii? Kim tak naprawdę był jej prześladowca?
     Courtney westchnęła. W takich momentach żałowała, że drogi jej i przyjaciółek się rozeszły. Gdyby nie one, to tak naprawdę zawsze byłaby sama. Nie byłaby Courtney, którą wszyscy wielbią i przepuszczają w kolejce. Dopiero po przyjeździe do Rivendell zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę tamta Courtney zniknęła i miała nadzieję, że już nigdy nie wróci.
     - Żałuje, że widzę to dopiero teraz.
     Wyprostowała się i znów poczuła ukłucie w sercu. Cichy głos w jej głowie, ponownie zaczął coś szpetać. Tak, jakby właśnie powinna coś zrobić. Gwałtownie poderwała się z ziemi i przymrużyła oczy, by dostrzec coś w ciemności. Nie chciała siedzieć bezczynnie. Wiedziała, że prędzej czy później coś złego ją spotka. Miała nadzieję, że póki co, nie podda się tak szybko. Z trudem doszła do szafki nocnej i chwyciła uchwyt. W środku było zupełnie pusto, pomijając koperty od Rikera, których do dzisiaj nie otworzyła. Nie raz bardzo chciała je otworzyć, potem jednak czuła, że boi się tego, co może zobaczyć w środku. Teraz wiedziała, że nie może dalej zwlekać.
     Wzięła głęboki oddech i rozerwała jedną z nich. Przechyliła ją, by sprawdzić, co jest w środku i poczuła uglę, kiedy na jej kolana spadło tylko jedno, małe zdjęcie. Wzieła je do ręki i przejechała po części, którą ktoś wyrwał. Na zdjęciu był Ross, a obok niego ktoś jeszcze. Nie potrafiła jednak zrozumieć, dlaczego Riker dał jej tylko połowe zdjęcia. Położyła je na szafce i bez wachania otworzyła drugą koperte. Nie było w niej żadnego zdjęcia, ani listu - była pusta. Tylko dlaczego? Rozerwała całą koperte, by sprawdzić, czy aby na pewno w środku nie ma niczego. Wstrzymała oddech, mając nadzieję, że jednak coś znajdzie i zanim się spostrzegła, przejechała palcem, po ręcznie pisannym napisie, ukrytym w środku koperty.

,,Rozejrzyj się, bo on jest bliżej niż myślisz"

     Poczuła, że serce zaczyna jej mocniej bić, a puls nagle przyśpieszać. Czy to znaczy, że Riker ma coś wspólnego z jej prześladowcą?
     Pomimo świadomej samotności, rozejrzała się po pokoju i schowała koperty spowrotem do szafki nocnej. Czuła się tak, jakby ktoś nawet teraz ją obserwował. Wiedziała, że to może być prawda i nawet nie próbowała odrzucić od siebie tej myśli. Zanim zamknęła szafke poczuła, że jest w niej coś więcej. Spojrzała na trzymane w ręce małe, czarne pudełeczko i gwałtownie rzuciła nim o ściane - ktoś cały czas ją podsłuchiwał.
     Naraz, przypomniały jej się wszystkie rozmowy, które przeprowadziła z Rossem. To, że chciała wyjechać. To, że cały ten czas, wciąż nie był jej obojętny. C, przez cały ten czas, wykorzystywało ich nieświadomość i przez to potrafiło wyprzedzić ich plany.
     Z trudem potrafiła opanować bicie serca i szybki oddech, który sprawił, że przez moment nawet się dusiła. Była przerażona jeszcze bardziej i wciąż nieświadoma wielu rzeczy. Uchyliła drzwi z pokoju i rozejrzała się po korytarzu. Nie chciała już dłużej czekać na Rossa. Miał przyjść, a nie przyszedł. Czuła, że bez niego, nie poradziłaby sobie, z wieloma rzeczami. Dawał jej wsparcie, siłę, której nie potrafił zapewnić jej nikt inny. Podeszła jak najbliżej jego drzwi i przyłożyła do nich ucho. Z pomieszczenia słychać było ciche jęki.   Zdziwiona, wzięła głęboki oddech i bez uprzedzenia weszła do jego pokoju. Nie chciała tego robić, jednak wiedziała, że nie da rady czekać dłużej.
     - Cholera - zaklęła, kiedy spojrzała w kierunku Rossa.
     Cameron, która do tej pory siedziała na nim okrakiem, zeszła z niego, ciągnąc za sobą białą tkaninę. Przez chwilę Courtney myślała, że upadnie, ale dziwnym zrządzeniem losu pod jej ręką znalazła się komoda.
     - Mmmmm - jęknął Ross, kiedy Cameron przez dłuższą chwilę stała w milczeniu i czekała na dalszą reakcję siostry. Ta jednak nie wiedziała co powiedzieć. Spodziewałaby się wszystkiego, ale tego nie potrafiła zrozumieć.
     - Aaauuuaaa ahhhh! - krzyknął blondyn i nadal wił się na pościeli. Courtney z przerażeniem stwierdziła, że ma mocne wypieki, ledwo oddycha i najwyraźniej bardzo cierpi. Jego twarz wyrażała jedynie ból i zdezorientowanie. Dyszał i sapał, próbując załagodzić dolegliwości, na marne jednak. Nagle przekręcił się na bok, zakrywając się nieco w pasie, i począł skomleć w materac.
     Courtney spojrzała na Cameron, próbując zrozumieć. Co ma teraz zrobić? Iść do Ross'a? Walnąć Cameron w policzek? Czy walnąć ich obu?
     - Kochanie! - ledwo wydyszał Ross. - Boli. Aua... proszę... BOLI!
     Cameron podbiegła i objęła miotającego się na łóżku chłopaka. Położyła jego głowę na swoich kolanach i zaczęła uspakajać. Pogłaskała go po głownie i pocałowała w policzek. Ross jęczał i mamrotał coś pod nosem.
     W Courtney coś pękło. To dzięki temu chłopakowi udało jej się zajść tak daleko, dla niego walczyła i się nie poddała. Straciła reputacje, przyjaciółki, a teraz dała sobie wmówić, że jakiś niby wyjątkowy blondasek ją kocha. Nie miała już nic, nawet powodów do dalszej walki z prześladowcą jej zabrakło. Przez jej klatkę piersiową przebiegł dreszcz, jakby ją rozcięto, okaleczono nożem serce i zszyto z powrotem. Jedyne, co miała do wyboru, to łzy. Z mokrymi policzkami wybiegła z pokoju i zatrzasnęła się w swoim.
     - Kochanie!
     - Cichutko, spokój - szepnęła Cameron. - Jestem tu, skarbie.
     - Kochanie! - krzyknął raz jeszcze Ross. - C...Court...Courtney!
     Cameron zmarszczyła brwi.


     Court nic nie czuła, wyczerpała limit bólu do granic. Całkowicie uodpornione serce i układ nerwowy, albo brak serca i układu nerwowego. Jedno i drugie cieszyło ją niezmiernie, przynajmniej nie cierpi, na pewno nie świadomie. Siedząc na łóżku i gapiąc się bezradnie na ścianę, czuła się bardziej jak roślina, niż jak człowiek. Czy to możliwe, że istota ludzka zniosłaby tyle bólu z rzędu w zaledwie kilka miesięcy? To możliwe?
     Najpierw rodzice, reputacja, potem kumple, teraz siostra i miłość jej życia. Tego nawet Courtney się nie spodziewała.
     Usłyszała krzyk bólu, ale nie zwróciła na niego uwagi. Najwyraźniej Ross podjął decyzję, dokonał wyboru. Cameron...
     - Puk, puk!
     Do pokoju weszła Rydel. Podeszła nieśmiało do Rośliny Evans i usiadła obok niej, po czym objęła ją jednym ramieniem.
     - Hola, co za wstrętny wyraz twarzyczki! - krzyknęła. - O co chodzi, Court?
     Roślina wzruszyła ramionami.
     - Języka nie masz? Coś ci powiem...udało mi się wynegocjować u dyry zawieszenie zakazu ''Korytarz Osobnej Płci''. Tyle, że mają go zawiesić za kilka miesięcy, i to pod warunkiem, że nie będzie więcej ofiar. Cienko, ale zawsze!
     Roślina, widząc entuzjazm Delly, mimowolnie się uśmiechnęła i z jej oczu popłynęła kolejna fala łez. Uśmiechała się i płakała, tej mieszanki już dawno nie czuła. Przyjemnie było wymieszać tak różne uczucia.
     - A Ross nie miał być z tobą?
     Z korytarza dobiegł kolejny krzyk bólu. Rydel zdziwiona, zamknęła drzwi pokoju i podała Courtney chusteczkę.
      - Kto tak krzyczy? Kogoś coś chyba boli...ma strasznie zachrypnięte gardło. Biedactwo... No nic. Court, nie martw się już i zaraz zejdź na dół. Nie pytaj, po prostu zejdź. Ryland naciskał, być się zjawiła, dziwne, nie? A ja muszę Rossa znaleźć, a jak nie ma go z tobą to pewnie gdzieś na zewnątrz jest...
     Tryskająca podnieceniem Rydel wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Courtney potrzebowała odzyskać równowagę nad duszą, dlatego przez równo 30 sekund darła się i machała rękami na wszystkie strony. Odetchnęła z ulgą i położyła się na kołdrze. Nagle przekręciła się i upadła na podłogę. Wstała i ślimaczym tempem wyszła z Akademii. Nie mogła tam dłużej siedzieć, musiała się choć na chwilę wyrwać. Bez nikogo, sama ze swoimi problemami. Pod osłoną nocy skierowała się na komisariat policji, oddalony o 2km...


     Cameron stała przy oknie i wyglądała na zewnątrz. Jej siostra chyba postanowiła iść się utopić, to dobrze.
     Odwróciła się i spojrzała na Rossa. Podeszła do łóżka i uderzyła go w twarz. Jęknął i próbował wstać, ale Cam nogą popchnęła go na kołdrę.
     - Leżeć! - krzyknęła. - Źle, Ross.
     Blondyn już trochę się uspokoił, nie bolało tak bardzo jak na początku, powoli odzyskiwał świadomość i panowanie nad sobą. Jednak wszystko widział zamazane i kręciło mu się w głowie, do tego chciało mu się wymiotować.
     - Ross - Cameron szarpnęła jego nadgarstki i pomogła mu usiąść. - Czego chcesz?
     - Kochanie - wydyszał. - Courtney...
     Cameron znów uderzyła go w twarz. Chwyciła jego brodę i zmusiła, by na nią spojrzał.
     - Źle - szepnęła. - Źle, Ross. Jeszcze raz. Czego ty pragniesz?
     - Aua - zaskomlał. - Cour...
     - Źle! - spoliczkowała go po raz trzeci. Następnie brutalnie pocałowała i ugryzła jego wargę. -     Ross, powiedź jeszcze raz.
     - Nie... - szarpnął ręką. - Boli, zobacz...
     - Widzę, skarbie - dziewczyna pogłaskała go po policzkach. - Kocham cię, Rossy.
     - Wypuść mnie - powiedział blondyn.
     Cameron wstała cała czerwona ze złości. Ręce zacisnęła w pięści.
     - Chcesz iść do mojej zdzirowatej siostrzyczki, tak? Bo co? Co od niej dostaniesz? Jedynie dodatkowe problemy i kłopoty, a nie miłość. Źle!
Za czwartym policzkiem Ross opadł na łóżko, ponownie cały czerwony i ledwie świadomy zdarzeń, które dla niego następują zbyt szybko.
     - No dobrze, inaczej to załatwimy.


    Courtney szła smętnym krokiem przez maleńki lasek, krótszą drogą na komisariat. Miała nadzieję, że wtrącą ją do psychiatryka lub po prostu zabiorą daleko od tego miejsca. Ku jej zdziwieniu, nie płakała po Ross'ie tak mocno, jak sobie to wyobrażała, raczej nie uroniła łzy, idąc przez lasek. W połowie drogi zadzwonił jej telefon, Court nie miała pojęcia, że go wzięła. Odebrała po chwili wahania.
     - Halo?
     - Court-ney! - krzyknął głos.
     - Em, Rydel?
     - Chodź szybko, musisz mi koniecznie pomóc!
     Courtney stanęła.
     - Ale jak to, mam zawrócić?
     - Zawrócić? Gdzie ty jesteś?
     - Ja? W lesie?
     - A to fajnie... jest z tobą Ross?
     - Aaaaa... - w Courtney się wszystko zagotowało.
     - Czaję, nie ma go. Trudno, chodź szybko do stołówki!
      - Ale...
      - Czekam! Papa.
     Rozłączyła się. Brunetka nie wiedziała, co zrobić. Tak bardzo chciała od wszystkiego i wszystkich uciec, że nie liczyło się prawie nic. Ale z drugiej strony, Rydel to jedyna pozostała przyjaciółka, jaką miała. Musiała zawrócić, bez względu na sytuację.
     Odwróciła się powoli i równie smętnym krokiem co wcześniej, podreptała w stronę Akademii.
    Po półgodzinnym marszu dotarła wreszcie pod drzwi akademickiej stołówki. Lekko je pchnęła i weszła do ciemnego pomieszczenia, trochę zdezorientowana.
     - Rydel?
     Courtney ruszyła w stronę włącznika, by zapalić światło, ale zajęło jej to odrobinę czasu. Gdy wreszcie rozbłysły lampy, stołówka była pusta. Ani śladu Rydel.
    - Halo! - krzyknęła Courtney. - Rydel, jesteś tu?
    - Nie, ale jestem ja, zadowolona?
     Courtney obróciła się i opadła na kolana. Zakapturzona postać ze sznurem stała bezpośrednio przed brunetką i przystępowała z nogi na nogę. Ukłoniła się i zachichotała.
     - Dlaczego... - szepnęła zmęczona brunetka.
     - Ponieważ mam ochotę - postać poczęła się zbliżać.
     - Gdzie Rydel! - krzyknęła spanikowana i zagniewana jednocześnie, Courtney.
     - Ważne, gdzie ty jesteś, Gwiazdko...
    Dziewczyna nie zdążyła się zastanowić nad wypowiedzianymi przez postać słowami, ponieważ poczuła ukłucie bólu z tyłu głowy. Padła z kolan na podłogę i jedyne co widziała, to mrok...


5 kwi 2015

ROZDZIAŁ 14

     Courtney, z przerażenia wrosła w podłogę, natomiast pani dyrektor miała kamienną twarz i swoje lodowate spojrzenie wwiercała w drżącą dziewczynę. Brunetka miała wrażenie, że straciła grunt pod stopami i nim runęła na ziemię, znalazła się w silnych ramionach równie zaskoczonego blondyna. Uklękli i oboje wtulili się w siebie, nie mogąc wydobyć nic, prócz jęków między szlochaniem. Ross spojrzał z obrzydzeniem na panią dyrektor.
     - To nie Courtney - szepnął ledwie słyszalnie - Ona tego nie zrobiła.
     - Przykro mi, panie Lynch - odpowiedziała dyrektorka - Panna Evans zmuszona będzie oddać się w ręce policji.
     Ross gwałtownie podniósł się z ziemi.
      - Ja też tam byłem! - ryknął - Co ze mną? Czemu mnie nie oskarżono? Myśmy znaleźli tę dziewczynę już martwą w labiryncie! Znaleźliśmy również liścik z groźbą, skierowany do Courtney.   Ona ma być następna, a wy chcecie ją zamknąć? Kurwa mać, kto wniósł oskarżenia? Za jaką cholerę chcecie skuć niewinną dziewczynę?
     Ross machał rękami w lewo i prawo, wymiotował przekleństwami i obelgami, palił się do wojny o Courtney. Pani dyrektor zachowała spokój i uciszyła go gestem ręki.
     - Dosyć, panie Lynch! - Tym razem ona podniosła głos - FBI prowadzą śledztwo w sprawie panny Camille i okaże się z biegiem czasu, kto jest za to odpowiedzialny, jednak teraz mamy obowiązek odesłać pannę Evans na komisariat policji. Bez dyskusji.
     Ross posiniał ze złości i stanął murem za kulącą się w kącie Court.
     - Jeżeli ona jedzie, ja również.
     Dyrektorka westchnęła.
     - Panie Lynch... - machnęła ręką. - Ross, tylko bądź grzeczny.
     - Niech się pani nie martwi - odrzekł z sarkazmem i wrócił do dziewczyny. Pomógł jej wstać i nie puszczając, skierowali się w stronę czekających radiowozów tuż pod ich oknami...


     - Co się dzieje? - spytała Cameron.
     Ross chodził po korytarzu i czekał, aż wypuszczą Courtney zza dużych, granatowych drzwi. Odwrócił się i bacznie się przyjrzał Cam.
     - Gówno cię to obchodzi, Cameron.
     - To moja siostra, tumanie - oburzyła się - Jedyna rodzina...
     - Skąd się tu tak szybko wzięłaś, co? - Blondyn skrzyżował ręce na piersi i wwiercał płonące gniewem oczy w dziewczynę.
     - A tak jakoś, no wiesz... - spuściła głowę - Słuchaj, Ross...
     Cameron wstała i podeszła powoli do chłopaka, uniosła rękę i dotknęła jego policzka. On od razu się odsunął i wykrzywił usta. Cameron się cofnęła, ale nadal patrzyła mu z uporem w oczy. Znów zrobiła krok do przodu, blondyn się cofnął i zetknął plecami ze ścianą. Dziewczyna zarzuciła mu nagle ręce na szyję i polizała jego zimny nos. Blondyn szarpnął ją za ramię, mając na celu odsunięcie jej od siebie, jednak Cameron się przekręciła i opadła na jego klatkę piersiową. Podniosła głowę i pocałowała brodę chłopaka, po czym przejechała po niej palcami. Zamek w granatowych drzwiach skrzypnął i po chwili na progu znaleźli się ochroniarze, a za nimi Courtney. Ross i Cameron odskoczyli od siebie i wbili wzrok w szarą i wykrzywioną w bólu twarz brunetki otoczonej przez hordę policjantów. Blondyn zerwał się i podbiegł do niej, po czym wziął ją w ramiona i przyszpilił do siebie. Pogłaskał ją po głowie i mruczał coś do ucha, kiedy ochroniarze powoli zaczęli się rozchodzić. W wielkiej sali sędziowie i świadkowie, oraz inni doradcy rozmawiali na temat zawieszenia panny Evans do czasu, gdy analiza ciała dobiegnie końca, a winny zostanie zdemaskowany.
     - Oczywiście jest pani główną podejrzaną, panno Evans - odchrząknął jeden z sędziów, wychodząc z sali - Ale możemy panią na razie jedynie zawiesić, gdyż nie mamy dowodów na pani udział w zabójstwie. Mam jednak nadzieję, że nie ma pani nic na sumieniu.
     Ross kolejny raz posiniał i cały spiął. Posłał sędziemu groźne spojrzenie, po czym zaprowadził brunetkę na krzesło. Ta usiadła i oplotła się ramionami. Ross chciał ją jakoś pocieszyć, ulżyć jej w tej ciężkiej sytuacji, sprawić, by się uśmiechnęła. Ale oboje wiedzieli, że to dopiero początek przedstawienia. Courtney podniosła głowę i spojrzała ze zdziwieniem na siostrę.
     - Cześć - przywitała się Cameron, podchodząc bliżej i ignorując ostrzegawcze spojrzenie Rossa - Jak się czujesz?
     Courtney wzruszyła ramionami. Była zbyt przerażona, by wydobyć z gardła jakieś dźwięki, więc postanowiła siedzieć i wyglądać. Cameron pogłaskała ją po policzku i lekko uśmiechnęła.
     - Nie martw się na zapas - powiedziała - Masz jeszcze czas.
     Courtney pokiwała głową ale Ross się skrzywił. Ma czas...na co? Zaniepokoiło go to wyznanie i usiadł obok Court, wziął ją na kolana, a ona wtuliła się w niego jak dziecko tuli misia na dobranoc.
     - Już koniec - powiedział jej do ucha - Nie pozwolę, by coś ci się stało. Moja Courtney. Piękny, duży i silny miś. Mój miś. Kocham cię.
     Courtney bardzo chciała powiedzieć mu to samo, ale wysławianie się nie przychodziło jej gładko, więc uniosła głowę i czule go pocałowała. Ross jęknął jej do ust i pogłębił pocałunek. Oboje, zatraceni w sobie, zapomnieli o stojącej nad nimi Cameron. Dziewczyna, mocno zażenowana widokiem byłego i jej siostry, usiadła dwa krzesła od nich i odeszła myślami w innym kierunku.


     - Poczekaj na mnie, skarbie - szepnął Ross - Ja niedługo wrócę.
     Wyszedł z pokoju Courtney i udał się do swojego. Szybko przebrał jeansy i założył świeży, szaro-żółty T-shirt, po czym udał się do łazienki, by zrobić porządek z włosami. Gdy wyszedł, na jego łóżku leżała dziewczyna z rozłożonymi nogami i szklanką wody w prawej ręce. W lewej trzymała pas od spodni Rossa i uśmiechała się od ucha do ucha. Ross trochę się spiął i zacisnął usta.
      - Wyjdź stąd, Cameron - odparł.
     Dziewczyna się zaśmiała, wstała i podała mu szklankę wody. On, pełen podejrzeń, wziął ją i wypił. Wyszarpał z jej ręki pasek i skierował się ku wyjściu, ale Cameron złapała go za ramię i obróciła. On wyszarpał ze złością rękę i cofnął się o krok.
     - Wybacz, ale nie mam czasu - powiedział. - Idę pocieszać mojego misia. Żegnam.
     Nagle Ross złapał się za głowę i zakołysał. Oparł się plecami o ścianę i zaczął głośno skomleć. Cameron z uśmiechem podeszła i zaprowadziła go na łóżko. Delikatnie go położyła i usiadła obok niego. Ross zaczął głośniej oddychać i powoli wił się na pościeli. Jęczał głośniej z każdą minutą, kurczowo złapał kołdrę i ściskał ją mocno, wyłupiając oczy i odrzucając głowę do tyłu. Cameron bardzo podniecił ten widok, Ross zupełnie niezdolny do obrony. Podatny na jej działania i wpływy. Powoli zdjęła z niego koszulkę i przejechała palcem po klatce piersiowej. Nachyliła się i spojrzała w czekoladowe, udręczone oczy i rozchylone usta.
     - Trzeba było nie pić tej wody, kochany.
     Oblizała jego usta, szyję i obojczyki. Wplotła palce w jego lśniące, złote włosy i lekko pocałowała w czoło. Zjechała niżej i zaczęła szperać przy rozporku. Zsunęła z niego jeansy, został w samych bokserkach. Cameron usiadła na nim i położyła dłonie na brzuchu blondyna. Ross z każdym jej dotykiem miauczał raz głośniej, raz ciszej. Wypinał się, zupełnie nieświadomy swojego zachowania, wił się bez przerwy pod Cameron i zginał ciało, pragnąc zaspokojenia. Dziewczyna chwyciła jego nadgarstki i położyła je nad głową chłopaka. Jęknął i brał coraz to głębsze oddechy. Był cały czerwony na twarzy, jakby miał wypieki, a ciało przeszywałby dreszcze i burza hormonów. Cameron pozbyła się ubrań w szybkim tempie, zamknęła drzwi na klucz i wróciła do wyginającego się blondyna. Wsunęła dwa palce za gumkę bokserek i jednym, płynnym ruchem zdjęła je, teraz oboje byli sobie równi. Cameron uśmiechnęła się z pożądaniem.
     - Tak, jak dawniej - szepnęła - Nareszcie mój.


     Courtney siedziała skulona na łóżku i czekała na przybycie Rossa. Pomimo strachu i gniewu na samą siebie, była jednak szczęśliwa, że go ma. Że Ross był, jest i będzie przy niej, z nią, jej. Tak bardzo go kochała, a ta miłość dodawała jej odwagi i nie pozwalała się poddawać. Teraz tylko czekać na jego ramiona i ciepły uśmiech.
     Brunetka położyła się na łóżku i westchnęła. Jak bardzo musiała się zmienić, jak bardzo zestarzeć przez stres? Nie była pewna, czy cieszy się ze zmiany, ale dzięki temu poznała nowych przyjaciół i miłość, za którą warto walczyć i poświęcić wszystko. Zawsze to jej bali się najbardziej, teraz ona boi się najbardziej. Wszystkich...



31 mar 2015

ROZDZIAŁ 13

     Courtney bez uprzedzenia, wyrwała się z ucisku blondyna i podbiegła do zakrwawionego ciała dziewczyny, bezwładnie leżącego na ziemi. Courtney nigdy wcześniej z nią nie rozmawiała, czasem tylko mijała na korytarzu w Akademii, nic poza tym. Właśnie dlatego nie potrafiła zrozumieć dlaczego to właśnie ją zabito. Przecież w każdej chwili, to ona mogła leżeć martwa na tyłach szkoły - to jej się należało.
     Ross podbiegł z drugiej strony i szybkim ruchem chwycił jej nadgarstek, by sprawdzić puls. Przez chwile kiwał przecząco głową. Tak, jakby chciał sobie wmówić, że to nieprawda. Kiedy wydawało się, że już zrozumiał co się stało, opadł na jej martwe ciało i zaczął cicho płakać. Jego łzy spływały mu po policzkach i kapały na martwe ciało dziewczyny, a w jego oczach widać było wyraźny ból.
     Carmen przyglądała mu się ze współczuciem. Tak naprawdę nie wiedziała czy się znali, czy kiedykolwiek coś ich łączyło. Mimo to wiedziała, że i ona z jednej strony również odczuwała stratę dziewczyny. Teraz klęczała nad jej martwym ciałem, w połowie zakopanym w ziemi. I wciąż próbowała pogodzić się z tym, że tak naprawdę to jej wina. Wiedziała, że nie będzie w stanie sobie tego wybaczyć, wiedziała, że to przez nią, ona nie żyje. Nie potrafiła jednak zrozumieć dlaczego C postanowił mścić się na innych, odebrać jej bliskich.
     Niebo płakało wraz z nią, ponieważ krople deszczu zaczęły powoli spływać w dół wykopany przed nią. Carmen czuła, że z każdym kolejnym dniem radzi sobie coraz mniej, a bliskość Rossa, wcale jej nie pomaga. Wiedziała, że prędzej czy później i go, C będzie próbowało jej odebrać.
     Chłodny podmuch wiatru z lekka zakopał martwe ciało dziewczyny ziemią, a wtedy Courtney ponownie na nią spojrzała. Jej lodowaty wzrok przebijał jej ciało na wylot i sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej. Dotknęła dłonią jej policzka. W jakiś sposób chciała jej powiedzieć, że przeprasza, że żałuje, ale wiedziała, że to już nic nie da.
     - Courtney - odezwał się Ross.
     Dziewczyna podniosła głowę i z trudem, ponownie spojrzała mu w oczy. Nie chciała, by cierpiał. Posłał jej pocieszający uśmiech i wyciągnął w jej stronę rękę. Dopiero wtedy Courtney zauważyła, że trzymał w niej kartkę papieru. Wzięła głęboki oddech i przełknęła ślinę.
   
     Jak, to jest widzieć, gdy ktoś umiera? 
     Pociesz się kochanie, będziesz następna!  
                                                                   -C


     Zgniotła kartkę w kulkę i schowała do kieszeni. Z każdą kolejną wiadomością czuła, że zbliża się jej koniec. I, chociaż próbowała pozbyć się tej myśli, to i tak czuła strach - a to ją przerażało.
     Ross odsunął się od dziewczyny i powoli przesuwając butem, przysypał jej ciało. Tak, jakby bał się, że ktoś ją zobaczy. Courtney wiedziała, że on sam zdaje sobie sprawę z tego, że znalezienie jej, to tylko kwestia czasu i nie ma sensu jej zakopywać całkowicie. Bała się tego, że ktokolwiek to zrobił, za wszelką cenę będzie chciał zrzucić na nią całą winę. I chodź nie potrafiła podać powodu, to była tego całkowicie pewna. Ktoś jej nienawidził i za wszelką cenę chciał się jej pozbyć. 

     - Nazywała się Camille - szepnął Ross.
     Courtney chwyciła go za rękę. Miała nadzieję, że chociaż w ten sposób, trochę go uspokoi i pocieszy. Wiedziała, że teraz to on, będzie potrzebował szczególnie dużo wsparcia i zdawała sobie sprawę z tego, że teraz to ona, będzie musiała przy nim być. Role się odwróciły, a ona z jednej strony czuła, że jest mu to winna.
     Ross niespokojnie rozejrzał się po korytarzu, by upewnić się, że nikt ich nie widzi, po to by razem mogli spokojnie porozmawiać. Uchylił drzwi od pokoju Courtney i wpuścił ją jako pierwszą.
     - Wydaje mi się, że C zacznie atakować uczniów z imionami zaczynającymi się na tę literę - dodał, biorąc głęboki oddech. - Mamy mało czasu Courtney.
     Dziewczyna z trudem spojrzała w oczy blondynowi. Było w nich coś, co sprawiało, że z jednej strony była spokojna. Natomiast z drugiej czuła, że on sam zdaje sobie sprawę z tego w co się wpakował.
     - Nie rozumiem, jak chcesz to zakończyć? - westchnęła. - Nie rozumiesz, że to moja wina? Ja muszę wyjechać, nie mogę ryzykować.
     - Chcesz wyjechać? - Głos mu się załamał. - Nie pamiętasz, co się stało, kiedy ostatnim razem chciałaś to zrobić? 

     Courtney zaśmiała się pod nosem, zdając sobie sprawę, że nie powinna mu mówić o swoich zamiarach. Wiedziała, że za wszelką cenę, będzie chciał ją zatrzymać i nie chodziło tu o nic innego. Na te myśl, poczuła przyjemne ciepło na sercu. Troszczył się o nią. 

     Bez słowa podeszła do niego i delikatnie złączyła ich usta w pocałunku. Mimo tak trudnej sytuacji, nie potrafiła się od tego powstrzymać. Czuła, że go kocha, że mu na niej zależy i nie chciała tego marnować.
     - Bardzo cię kocham, wiesz? - wyszeptała, kiedy przerwała pocałunek i ponownie spojrzała mu w oczy. - Chciałabym mieć cię zawsze przy sobie.
     Ross ujął jej twarz w dłonie.
     - Wiem co knujesz - zaśmiał się, kiedy nastąpiła chwila ciszy. - Podpuszasz mnie.
     - Może. - Courtney również się zaśmiała.
     Ponownie złączyła ich usta w pocałunku, który z czasem zmienił się w gwałtowny i namiętny. Courtney powoli zatraciła się w nim, jakby ziemia usunęła jej się spod nóg. Jej ręce powędrowały na umięśnione ciało Rossa, aż w końcu miała ochotę, by pomiędzy nimi nie było niczego innego. Wszystko przestało mieć znaczenie, przekraczali granice, które sami sobie wyznaczyli. I chodź nie mówili o tym otwarcie, to doskonale to wiedzieli.
     Po pewnej chwili Ross z cichym westchnieniem odsunął się od Courtney i zrobił parę kroków w tył. Oddychał szybko i mocno.
     Nie musiała pytać, dlaczego to zrobił, dała mu chwile, aby mógł odzyskać równowagę, a sama wykorzystała ten czas, próbując ochłonąć i oczyścić umysł z pożądania.
     - Muszę ci coś powiedzieć, Courtney - odezwał się, kiedy zapanował nad swoim oddechem.
     Dziewczyna wzięła głęboki oddech i mimo najlepszych intencji wtuliła się w niego. Przez plecy przebiegł jej dreszcz, kiedy poczuła na sobie jego ciepły oddech.
     - Tak trudno jest nie dać się ponieść, prawda?
     Ross spojrzał na usta Courtney, a potem jego wzrok powędrował w stronę jej oczu. W końcu również ją objął i tak jak dzień wcześniej przycisnął do ściany. Przez chwile czuć było między nimi napięcie. Courtney czuła, że Rossa powstrzymuje coś więcej niż Cameron. Nie była tylko pewna co. 

     - Trudno, to za mało, by wyrazić jak bardzo tego chce - szepnął, kiedy Courtney westchnęła.
     Wyciągnęła ręce i objęła go za szyję, dotykając ustami jego ust. Wiedziała, że w najbliższych dniach mogą się w sobie wzajemnie zatracić i wcale nie chciała tego zmieniać.
     Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a w progu stanęła kobieca sylwetka. Courtney przyjrzała się jej dokładnie, a kiedy postać wyszła z cienia zrozumiała, że jest to pani dyrektor szkoły.
     Odepchnęła od siebie Rossa i szybkim ruchem ręki przeczesała włosy. Tak, jakby to one zdradzały, co się tam przed chwilą działo. Wciąż na ustach czuła jego smak, przegryzła nerwowo wargę. 

       - Courtney Evans, jesteś aresztowana za morderstwo.

18 mar 2015

ROZDZIAŁ 12

     Courtney stała oparta o ramię blondyna i nieustannie próbując uspokoić oddech, wwiercała spojrzenie w postacie stojące przed nimi. Nie potrafiła zrozumieć mechanizmu, który kieruje wydarzeniami na tym świecie i wyjątkowo drażnił ją fakt, że to COŚ musiało w jakiś sposób się na nią uwziąć. Przystępowała z nogi na nogę, każda sekunda wpatrywania się w siebie nawzajem była uciążliwsza od poprzedniej.  Dość, pomyślała.
     - Lily - zaczęła Courtney. - Laurel. Jak miło was widzieć. Emm... skąd wy tu... jak wy... co was sprowadza?
     Dziewczyny wyszły z cienia i teraz Courtney mogła przyjrzeć się im dokładniej. Obie miały na sobie ten sam płaszcz i pod spodem te same, falbaniaste i granatowe spódniczki. Wymieniły spojrzenia i zwróciły wzrok z powrotem na Ross'a i Courtney. Laurel wydęła usta, po czym machnęła ręką i odrzekła powoli.
     - Tylko przejazdem, ale chciałyśmy wpaść i spytać co u ciebie - spojrzała błyskotliwie a zarazem z urazą na Ross'a. - Ale jak widać, wszystko ok.
     Nie rozumiem, skrzywiła się w myślach Courtney. Czyżby Ross i Laurel się znali? Skąd? Jak? Kiedy? Łączyło ich coś kiedyś, czy po prostu Laurel jest zazdrosna? I dlaczego wydaje się zniesmaczona widokiem ich dwojga? Te myśli nie dawały dziewczynie spokoju, cały czas przypominała sobie filmik, na którym Laurel, Lily wraz z Cameron i jej byłym balowali w najlepsze, a jej siostra się pod nią podszywała. Dziwne, że te dwie nic jej nie wspomniały o imprezie.
     - Ross, Cameron wie? - tym razem odezwała się Lily.
     Blondyn, zdziwiony zmianą tematu, przekręcił przecząco głową.
     - O czym konkretnie? - spytał. - Lily, moja droga, Cameron i ja to przeszłość. Nic nas szczególnego nie łączyło.
     Panny L  głośno nabrały powietrza, patrząc ze zdziwieniem w oczach. Natomiast Ross zrobił taką minę, jakby wygadał za dużo szczegółów, które powinny pozostać niewypowiedziane. Zrobiło się niezręcznie, nerwowa atmosfera była wyraźnie odczuwalna na korytarzu. Nagłą ciszę przerwał dzwonek na lekcję. Hol zaczęli wypełniać uczniowie akademii, kompletnie ignorując czwórkę nastolatków, patrzących na siebie podejrzliwie. Ross długo nie wytrzymał.
     - Courtney - szepnął jej do ucha - Uważam, że powinniśmy iść powoli w kierunku sali od fizyki.
     Brunetka zamrugała parę razy, otrząsając się z odrętwienia i kiwnęła głową.
     - Lily - skinęła na blondynkę - Laurel.
     Po czym oboje odwrócili się i szybkim krokiem skręcili w najbliższy możliwy korytarz. Courtney była wdzięczna Ross'owi za szybką akcję i za odsunięcie jej od panienek L. Tylko nie do końca rozumiała własnej reakcji. Jasne, że nie były z nią szczere i trzymały przyjaźń z Cameron w tajemnicy, ale żeby aż tak nie mogła ich znieść? Przecież to są...były jej jedyne przyjaciółki. Choć ostatnio Court bardzo niewiele rzeczy potrafiła zrozumieć. Ross objął dziewczynę ramieniem, po raz kolejny wyrywając ją z zamyślenia. Chciał jej pomóc, uspokoić i dać do zrozumienia, że przy niej jest i że jej nie zostawi. Z zachęcającym uśmiechem wpuścił ją do sali pierwszą.


      Po zajęciach Courtney miała ochotę położyć się i umrzeć. Dużo się dziś wydarzyło, zasady pani dyrektor, pocałunek Ross'a, Lily i Laurel...co za dzień. Jest 17:34 a ona leży na kołdrze i wpatruje się w sufit. Biały i czysty jak dusza niemowlęcia.
      Niemowlę. Jakżebym chciała urodzić się na nowo, pomyślała. Nie byłoby jeszcze problemów, zmartwień czy kopania coraz to głębszych dołków pod sobą.
      Ktoś zaczął dobijać się do drzwi i Courtney momentalnie wstała. Podeszła i lekko je uchyliła. Z ulgą stwierdza, że to Rydel. Blondynka otwiera sobie szerzej drzwi i wchodzi, nie zważając na zdziwioną brunetkę. Usiadła na łóżku i  nachalnie wpatrywała się w swoje dłonie. Courtney podeszła do niej i usiadła obok, obejmując ją ramieniem.
      - Hej, co jest? - spytała zmartwiona.
     Rydel pociągnęła nosem i odetchnęła.
     - Nic. Znaczy... - jąka się. - Nic, serio.
     - Ehe, właśnie widzę, że zupełnie nic ci nie jest.
     Courtney mocniej przytula blondynkę i gładzi ją po plecach. Delly w końcu się złamała i z jej ust wylała się rzeka słów.
     - Chodzi o ten mój nowy obowiązek. Wszyscy mnie obwiniają o te nowiutkie zasady pani dyrektor, chcą, bym do niej poszła i wynegocjowała zmianę lub usunięcie tych postanowień. Nie mogę nawet spokojnie przejść korytarzem, by mnie nie zaczepiali.
Courtney zrobiło się zimno. Nie wiedziała, jak się zachować, bo nigdy nikogo nie pocieszała. To wszyscy pocieszali ją...
     - Och, Delly... - no cóż, spróbować nie zaszkodzi. - Nic się nie dzieje. Oni chcą tylko zmiany, bo nówki im się nie podobają. Naskakują na ciebie, bo to ty jesteś jedyną formą komunikacji z panią            Dyrektor i chcą jej oraz tobie dać jasno do zrozumienia, że coś z tym trzeba zrobić. Po prostu pogadaj z dyrą, a oni zostawią cię w spokoju.
     - Myślisz, że nie próbowałam z nią rozmawiać? Court, to nic nie daje!
     Courtney chwyta mocniej koc na łóżku.
     - Próbuj. Dasz im do zrozumienia, że walczysz. I zamiast cię naskakiwać, w końcu się przyłączą. Zobaczysz.
     Brunetka posłała Delly nieśmiały uśmiech. Blondynka odpowiedziała tym samym i po chwili obie mocno się przytuliły. Ni stąd, ni stamtąd do pokoju wszedł Ross. Za nim stali Rocky i Ryland.
     - Siema - przywitał się RyRy. - Szukaliśmy cię, Rydel.
     Delly wstała, raz jeszcze podziękowała za radę od Courtney i wyszła z pokoju.
     - Muszę porozmawiać z Court, idźcie beze mnie. - szepnął Ross.
     Rocky uniósł brew ale w ciszy zamknął drzwi. Blondyn podszedł i usiadł obok dziewczyny na łóżku.
     - Chciałem spytać, jak się czujesz. - odezwał się po paru sekundach.
     - Myślę, że lepiej.
     - To dobrze.
     Patrzyli na siebie wyczekująco, mając nadzieję na nachalność drugiego. Niestety, oboje okazali się silni. Brunetka uśmiechnęła się na tę myśl.
     - Mam dla ciebie prezent - Ross szturchnął ją w ramię. - Spodoba ci się. Tak sądzę.
     Courtney zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy. Niespodzianka i jego podejrzany uśmiech to nie najlepsza mieszanka. Chłopak ujął jej dłoń i podniósł z łóżka, po czym wyprowadził ją z pokoju. Szli w ciszy za ręce przez całą akademię, aż w końcu przedostali się na jej tyły. Ogród akademii od południa jest rzeczą piękną i niezwykle ciekawą. Rozciągają się tu małe sadzonki po dwóch stronach drużki, po lewej stronie znajdują się przycięte krzaki i drzewa owocowe z małą fontanną po środku pola czerwono-niebiesko-białych kwiatów. Po prawej zaś wysokie krzaki tworzyły żywy, zielony labirynt. Można by sądzić, że jest tego zbyt dużo ale widok sam w sobie zapiera dech w piersiach. Courtney nabrała głośno powietrza, zamrugała parę razy i uchyliła lekko usta. Pożerała wzrokiem kolory i piękne, zadbane rośliny. Nawet nie sądziła, że akademia posiada takie niesamowite zakątki. W życiu by nie pomyślała, by zajrzeć na tyły szkoły, jej przód i boki to chaszcze i nie podlane chwasty. Tymczasem najpiękniejsze i najbardziej zachęcające  miejsce przeznaczone tylko dla uczniów i nauczycieli Akademii Rivendell jest niedostępne dla oczu innych ludzi.
      Ross z rozbawieniem przyglądał się Courtney, badając jej reakcję. Przechylił lekko głowę i sięgnął po jej rękę. Nie zareagowała, więc blondyn przyciągnął ją do siebie i objął w talii, wykorzystując jej zaskoczenie.
     - Nigdy tu nie byłaś? - spytał. - Podoba ci się?
     Courtney nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, więc tylko kiwnęła głową, nadal przyglądając się widokowi. Zapomniała o kłopotach, o Lily i Laurel oraz o siostrze. Zniknął smutek, który zastąpiła radość i podziw dla piękna natury. Westchnęła.
     Po paru minutach w końcu wyrzuciła z siebie:
     - To twoja niespodzianka, Ross?
     Uśmiechnął się i spojrzał na nią.
     - Nie.
     - Chcesz mnie zabrać do McDonalda na McRoyal w zestawie z McColą z lodem plus jeszcze powiększony zestaw Mc...
     - Nie! - Ross wyrzucił ręce do góry. - Cicho!
     Courtney wykrzywiła usta i wróciła do wpatrywania. Blondyn pociągnął ją do przodu i razem pokierowali się w kierunku labiryntu. Brunetka nagle zaczęła się bać.
     - Ross...
     - Cicho.
     - Ale Ross...
     - Nie!
     - Ross, my...
     - Na litość, Courtney!
     Dziewczyna wyrwała ze złością rękę z jego uścisku.
     - Ross! Chryste ja tylko chciałam sp... - chłopak nie dał jej dokończyć i szybko ją pocałował.              Oszołomiona Court nie wiedziała co zrobić, więc poddała się wpływowi blondyna i po chwili znaleźli się w plątaninie zielonych gałęzi.
     - Wiesz, którędy iść? - spytała Courtney.
     Ross popatrzył na nią jak na intelektualnie niedorozwiniętą.
     - Oczywiście! - krzyknął. - Ja bym nie wiedział? Ha!
     Brunetka przewróciła oczami i podążała za Ross'em. Na końcu tego labiryntu musi być niesamowicie i tajemniczo.
     Po chwili Ross nagle stanął, a Court zderzyła się z jego plecami. Masując z zażenowaniem głowę, wyprzedziła chłopaka i dostrzegła zakłopotanie w jego oczach.
     - Zgubiliśmy się, tak? - spytała.
     - Nieee... - wzruszył ramionami i ruszył dalej. Courtney za nim.
      Po piętnastu minutach skręcania i wykręcania Ross krzyknął:
     - Jest! Koniec!
     Uradowani pobiegli w stronę centrum labiryntu ale zatrzymali się w połowie, gdy dostrzegli coś w oddali. Courtney zaczęły się trząść nogi, wypchnęła Ross'a, by poszedł przodem. Podeszli bliżej i obojga oblała fala paraliżującego strachu. Courtney krzyknęła i zaczęła szlochać. Wtuliła się w blondyna i płakała jeszcze bardziej. Natomiast blondyn stał nieruchomo z czystym strachem na twarzy pomieszanym z żalem i gniewem. Courtney opadła na kolana i wylewała coraz więcej łez, podczas gdy Ross tracił nad sobą kontrolę...


27 lut 2015

ROZDZIAŁ 11

     Po wyjściu z klasy, Courtney wmieszała się w tłum i bez słowa skierowała się w stronę stołówki. Wiedziała, że jeśli powie Rossowi o kolejnej wiadomości, to i tak nic nie da. Mimo to, nie zrezygnowała z rozmowy z nim. Miała nadzieję, że gdy tylko spędzi z nim trochę czasu, zapomni o wszystkim, chodź na chwilę. Tylko w nim była jej ostatnia nadzieja, a jego pomoc była doskonałym dowodem na to, że komuś jednak na niej zależy i martwi się o nią.
     Dotarła do drzwi stołówki, wzięła głęboki oddech i pewnym krokiem weszła do pomieszczenia. Z trudem udało jej się wywołać uśmiech, który z chwilą zmienił się w grymas. Miała jednak nadzieję, że wszyscy, którzy nadal mają ją jako Cameron nie zwątpią w jej charakter i pewność siebie. Tak naprawdę, nigdy nie sądziła, że będzie musiała postawić się w takiej sytuacji, że chodź na chwile w siebie zwątpi. Czuła się jednak taka zagubiona i przerażona.
     Zrobiła kolejne kilka kroków i rozejrzała się. Teraz stołówka wydawała się być bardziej niezwykła niż wcześniej, a tym samym tak niepokojąca. Stołówka była duża i przestronna.  Przez pomieszczenie ciągnęły się szklane stoły, ustawione tak, by tworzyły półokrąg, a żyrandole na suficie powodowały, że wszystko wydawało się być bardziej przyjemne.
     Spojrzała na stoliki okryte czerwonym obrusem i wypchane jedzeniem. W powietrzu unosił się przyjemny zapach, a większość uczniów była już w trakcie jedzenia obiadu. Jedyną osobą, która nie wzięła się za jedzenie, była Courtney.
     Skierowała się w stronę stołu, przy którym siedział Ross. On jednak również zdawał się nie być zainteresowany jedzeniem. Wydawał się być zamyślony i zmęczony. Grzebał widelcem w talerzu, podpierając się na łokciu, a kiedy zobaczył Courtney, wyprostował się i posłał jej szeroki uśmiech. Siedzący przed nim brunet, kiedy zauważył reakcję brata również się wyprostował i puścił Courtney oczko.
     Usiadła obok blondyna i spróbowała odwzajemnić uśmiech. Nie miała jednak ochoty na ukrywanie przed nim prawdy. Wiedziała, że najlepszym rozwiązaniem będzie jak najszybsza rozmowa z nim.
     Ross nałożył na talerz Courtney kilka bułeczek, a potem chwycił ją za rękę. Tak, jakby wiedział, że coś się dzieje.
     - Możemy porozmawiać? - zapytała, pochylając się do ucha blondyna.
     Chłopak spojrzał na nią i ścisnął mocniej jej dłoń. A, kiedy otworzył usta, by coś powiedzieć, do stołówki weszła pani dyrektor, a wraz z nią Delly. Blondynka spojrzała na nią z wyrazem pełnym współczucia. Wydawało się, że próbowała dodać jej otuchy przed tym, co zaraz się wydarzy. Pani dyrektor zrobiła kilka kroków, wpatrując się uważnie w każdego ucznia.
     - Jak już wiecie, jeden z naszych uczniów zniknął - zaczęła poważnym tonem. - Wasi rodzice wzięli to pod uwagę i cóż... - zaśmiała się ironicznie. - Nie ukrywali swojego oburzenia.
     Courtney przegryzła wargę i spojrzała na Rossa. Wiedziała jak musi się czuć. Zwłaszcza, że kobieta mówiła teraz o jego bracie.
      - Postanowiliśmy, że wprowadzimy pewne zmiany - dodała, kiedy nastąpiła chwila krótkiej ciszy. - Od dzisiaj, akademia będzie pod specjalnym nadzorem - oznajmiła, przyglądając się każdemu z osobna. - Zwiększyliśmy liczbę ochroniarzy, którzy z dzisiejszym dniem, będą znajdować się również w samej akademii, ale to nie znaczy, że nie zmieniliśmy waszych zasad...
     Courtney wzięła głęboki oddech. Nie przejmowała się teraz tym, że mogą zabronić jej wielu rzeczy. Miała nadzieję, że dzięki większej ochronie -C nie będzie w stanie dostać się do niej i w końcu będzie mogła normalnie funkcjonować. Ross przyciągnął ją do siebie. Wydawało się, że znów wiedział o czym myślała.
     - Cisza nocna zaczyna obowiązować godzinę wcześniej, a wychodzenie z budynku jest zakazane - westchnęła z trudem. Tak, jakby sama nie wiedziała, że to robi. - Dodatkowo, wprowadzamy zakaz przemiaszczania się po korytarzach płci przeciwnej - dodała. - Przynajmniej na jakiś czas...
     W sali rozległy się szepty i głośne komentarze.
      - Mamy siedzieć całymi dniami w akademii!? - oburzyła się jedna z dziewczyn, siedzących po drugiej stronie stołówki.
      - To przesada! - krzyknął ktoś z drugiego końca sali.
     Pani dyrektor przegryzła nerwowo wargę.
     - Naruszenie jakichkolwiek zasad grozi karą - oznajmiła, przybierając ponownie poważny ton i przyglądając się każdemu uczniowi. - A, jeśli zauważycie coś podejrzanego, natychmiast musicie mnie o tym poinformować - dodała, zatrzymując wzrok na Courtney.
     Dziewczyna poczuła, że serce zaczyna jej mocniej bić. Czyżby pani dyrektor wiedziała o prześladowcy? Spuściła wzrok i wzięła głęboki oddech, To niemożliwe.
     - Do dyspozycji zostawiam Wam Rydel. - Kobieta podeszła do blondynki i pokierowała ją na środek sali. - W razie pytań kierujcie się do niej.
     Ostatni raz spojrzała na Courtney, po czym wyszła z jadalni. Wszystkie oczy uczniów skierowały się w stronę stojącej na środku Delly. Blondynka zaśmiała się nerwowo, uspokajając tym samym rozzłoszczonych uczniów. Courtney miała nadzieję, że nie zaczną jej przez to gnębić. W końcu po części była to jej wina.
     - Jak myślisz poradzi sobie? - Courtney pochyliła się do Rossa. - Może trzeba jej pomóc?
     Ross objął dziewczynę ramieniem i przyciągnął do siebie.
     - Jesteś taka zdenerwowana. Spokojnie, poradzi sobie. Nie od dziś należy do samorządu.
     Courtney wpatrywała się w blondynkę trzymając głowę na klatce chłopaka. Wydawało się, że nie jest to nic nadzwyczajnego. Dla niej było to jednak coś czego nie powinna robić. Spojrzała na ręce Rossa, które zacisnął wokół niej, po czym gwałtownie je odepchnęła.
     - Ja do niej pójdę - odezwał się po chwili Rocky, nadal wpatrując się w Rydel. - A ty się nie denerwuj - dodał, ponownie puszczając do Courtney oczko. Tak, jakby myślał, że ta denerwowała się tylko na myśl o blondynce.
     Dziewczyna zaśmiała się nerwowo. Chociaż nigdy wcześniej nie spędzała z nim dużo czasu, to z jakiegoś dziwnego powodu wydawał jej się bliski.
     - Chodź Ross, muszę ci coś powiedzieć. - Podniosła się z krzesła i pociągnęła go w stronę wyjścia z jadalni.
     Courtney rozejrzała się ostatni raz po pomieszczeniu. Większość uczniów wciąż krążyła wokół Rydel z pretensjami, jednak Rocky za wszelką cenę starał się ich uspokoić. Po drugiej stronie jadalni siedziało kilka dziewczyn, wpatrując się w nią. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Courtney spróbowała się uśmiechnąć, wyrazy twarz dziewczyn jednak się nie zmienił. Wciąż wpatrywały się w nią, bez jakiegokolwiek uczucia. Dziewczyna poczuła, że nie tylko parę osób wie o jej sekrecie.
     - Co się stało Court? - zapytał Ross, kiedy szatynka zamknęła drzwi ze stołówki i zaczęła nerwowo krążyć po korytarzu.
     - Ja już nie wytrzymuję, Ross - odparła po chwili krótkiej ciszy. - Mam dość, kiedy to się skończy? Błagam powiedz mi co ja mam robić.
     Blondyn spojrzał na nią ze współczuciem.
     - Wszystko będzie dobrze. Jakoś sobie poradzimy - uspokajał ją.
    Courtney poczuła, że rozmowa z Rossem w ogolę jej nie pomoże. Sama nie wiedziała co robić. W takim razie skąd on mógł to wiedzieć? Z każdą chwilą czuła, że to, że go w to wplątała, to tylko jeden wielki błąd. Wiedziała, że kiedyś i tak ją zostawi, że sam tego nie wytrzyma.
     - Przepraszam, Ross. Przepraszam, że cię w to wplątałam. - Podeszła do chłopaka i po raz kolejny w tym dniu wtuliła się w niego.
     Z trudem udało jej się powstrzymać łzy. Czuła, że go rani, czuła, że rani wszystkich wokół siebie. Miała tego dość.
     Przetarła dłonią twarz i wzięła głęboki oddech. Sama nie wiedziała, kiedy tak się zmieniła. Wydawałoby się, że jeszcze zaledwie kilka dni temu była zupełnie inna. Nie czuła, że kogoś rani, nawet się tym nie przejmowała. Spuściła głowę na te wspomnienie. Miała nadzieję, że to już nigdy nie wróci.
     - Zawsze byłaś silna - odezwał się Ross. - Zawsze byłaś, tylko nigdy nie zdawałaś sobie z tego sprawy.
     Courtney spojrzała na niego z wyrazem wdzięczności. Poczuła przyjemne ciepło na sercu. Nigdy nie pomyślałaby, że ktoś wywoła u niej takie uczucie.
     - Ross, jesteś... - zaczęła, kiedy w końcu zdecydowała się coś powiedzieć.
     Nie próbowała nawet kończyć. Po chwili poczuła jego przyjemne ciepło przy sobie. Jego usta delikatnie dotknęły jej. Przez chwile miała ochotę go odepchnąć, jednak kiedy próbowała ten przyparł ją do ściany i całował jeszcze zachłanniej. Kiedy chciała go dotknąć, ten chwycił za jej nadgarstki i przyłożył po obu jej stronach. Z trudem odwróciła głowę w drugą stronę, przerywając pocałunek.
     - Jako Courtney? - Przegryzła nerwowo wargę i wzięła głęboki oddech, bojąc się odpowiedzi.
     Nie wiedziała czego tak naprawdę chce. Jej siostra była dla niej całkowicie obcą osobą, jednak wciąż jakiś głos w jej głowie powtarzał, że to właśnie do niej należy Ross. Pragnęła go, pragnęła jego bliskości i ciepła. Chciała, by przy niej był, był jej przyjacielem.
     - Jako Courtney - odezwał się po chwili, patrząc jej głęboko w oczy. - Dla mnie zawsze byłaś tylko Courtney.
     Przeczesał dłonią swoje jasne, blond włosy i ponownie zaczął ją całować. Znów chwycił ją za nadgarstki i przywarł do ściany. Nie przejmował się tym, że są na szkolnym korytarzu. Dla Courtney był to jednak dowód jego upragnionej miłości. Roześmiała się, kiedy przeniósł ręce z nadgarstków i objął ją w tali. Mogła go dotknąć, bo był jej.
     - Courtney! - odezwał się głos za Rossem.
     Chłopak gwałtownie przerwał pocałunek i odsunął się od dziewczyny. Courtney poczuła, że nawet w tak małej odległości jej go brakuje.
     Spojrzała przed rozciągający się przed sobą korytarz. Dostrzegła dwie postacie stojące w miejscu, gdzie nie dochodzi światło. Przyjrzała im się. Poczuła, że serce znów zaczyna jej bić szybciej. Wiedziała, że na dziś to nie koniec niespodzianek, nie spodziewała się jednak takiego obrotu akcji.
     Już nawet nie próbowała się uśmiechać. Fala wspomnień zalała jej umysł. Oparła głowę  z powrotem na ramieniu Rossa. Teraz został jej tylko on.


14 lut 2015

ROZDZIAŁ 10

     - Gdzie? - Rozległ się cichy pomruk. - Ale, to beze mnie?
     Courtney, szara na twarzy ze strachu, powoli odwróciła się i spod pół przymkniętych powiek, zerknęła na ukrytą w cieniu, postać. Brunetce wydawało się, że patrzy na zjawę, upiora czającego się w ciemnych zaułkach. Jej dłonie zacisnęły się bez przymusu w pięści, przygryzła wargę i szerzej otworzyła oczy. Ciemna postać zaczęła się mozolnie zbliżać do niej, natomiast Courtney powoli cofała się w tył.
     - Pozwól, że cię odprowadzę - szepnęła postać.
     Dziewczyna zerwała się nagle i biegiem pokierowała się w stronę pokoju Ross'a. Nie przyszło jej w tej sytuacji inne, równie bezpieczne miejsce.
     - Och, ale, gdzie biegniesz? - rozległ się w oddali szept - Dama zaczekałaby na towarzysza podróży.
     Court poślizgnęła się na zakręcie ale zdołała utrzymać się na nogach dzięki narożnej ścianie. Skręciła i uskoczyła przed lecącym w jej stronę wazonem. Krzyknęła i zawróciła. Jakim cudem jest przede mną jak chwile temu był w tyle, pomyślała. Kierowała się teraz prosto na schody i zbiegła po nich, następując co dwa stopnie. Na dole już czekał na nią nieznajomy w kapeluszu, standardowo stojący w cieniu tak, że nie było widać twarzy. Courtney zatrzymała się, rezygnując wreszcie z próby ucieczki, czy, choćby oddalenia się od napastnika.
     - Miło, że nie utrudniasz mi zadania - szepnęła postać. - Jest łatwiej, niżby można przypuszczać.
     - Ok - zaczęła brunetka. - Czego, jasna cholera, ode mnie chcesz? Kim jesteś i po co chcesz mnie zabić?
     Postać rozłożyła ręce.
     - Skąd te podejrzenia? - zbliżyła się - Ja tylko odwiedzam damę w potrzebie.
     Wyszedł z cienia. Courtney świat zawirował pod nogami. Jej wargi otwierały się, by coś krzyknąć. Jej mięśnie napięły się, a z szyi poleciał potok potu.
     - R..Ross?


     - Ale...ja..co? - Courtney zaschło w gardle. - Ja myślałam, że ty i ja...znaczy, że my..., że ty mi pomagasz!
     - Oczywiście, że ci pomagam! - Ross dotknął jej policzka. - Dlaczego sądzisz, że...
     - To nie ty byłeś?
     - Usłyszałem jakiś trzask tłuczonej porcelany, więc postanowiłem..., ale moment. To nie byłem ja, w jakim sensie?
     Courtney wygramoliła się z jego objęć i spojrzała na niego spode łba.
     - On znów tu był...
     - Kto? - Ross spochmurniał.
     - -C...
    Ross szeroko rozdziawił oczy i uchylił usta. Lustrował ją spojrzeniem jak detektyw nową poszlakę.
     - Nic ci nie zrobił?
     Dziewczyna, cała roztrzęsiona, podeszła i znów wtuliła się w jego pierś.
     - Dwa ataki w ciągu... ilu dni? Dwóch?
     - Nie wiem, nie liczę. - Ross wyraźnie miał dość. Chwile przytulali się na korytarzu, po czym Court znów się odsunęła.
     - Ross, a...ale ten ktoś może nadal tu być. W końcu gonił mnie pięć minut temu.
     - Nie... - chłopak nadal miał kamienną minę.
     - Nie rozumiem. - Court uniosła brew.
     Blondyn podrapał się po głowie i cmoknął.
     - Chodźmy do mnie - objął ją w talii. - Powolutku i cichutko.
     Perspektywa spędzenia nocy z Ross'em była jak piorun, przeszywający ciało od góry do dołu, dawała kopa. Ale, czy pozytywnej, czy negatywnej energii, Courtney nie umiała stwierdzić.
     - Dobrze, więc prowadź - w końcu Courtney poddała się fali zmęczenia i ledwo utrzymując się na nogach, podążyła za blondynem.


     - Nie kop mnie, do jasnej ciasnej! - krzyknęła Courtney, przewracając się na drugi bok.
     - To się posuń - mruknął zaspany blondyn.
     - Ty się posuń!
     - Nie. To moje łóżko. Ja tu dziś rządzę.
     Brunetka wykrzywiła twarz w grymasie dezaprobaty.
     - Król łóżka... I co jeszcze?
     - Już ja ci pokaże, co - Ross podparł się na łokciu i spojrzał z góry na Court, uśmiechnął się, po czym zaczął ją łaskotać. Dziewczyna wiła się pod wpływem dotyku palców chłopaka, dusząc się ze śmiechu.
     - Stop! - krzyknęła. - Prze-eh-estań już. Poddaję się, no! Ross!
     - Błagaj... - szepnął.
     - Nigdy!
     - Aha. Jak chcesz!


     Następny dzień Courtney miała zaplanowany w pełni. Po lekcjach chciała przejść się do biblioteki na dział historyczny, by poczytać trochę o szkole oraz o jej uczniach. Następnie przeanalizować filmiki i powiązane z nimi informacje, co-jak-gdzie. A na koniec musiała jakoś skontaktować się z Lily i Laurel. Dawno ich nie widziała i trochę za nimi tęskni. W Rivendell jedyną jej przyjaciółką jest Rydel, a Ross...przyjacielem.
     Zadzwonił dzwonek. Courtney zorientowała się, że przespała całą lekcję chemii. No ale skoro Ross nie dawał jej spać tej nocy, jak inaczej miała wypocząć, jak nie na lekcji? Klasa była pusta, żadnych uczniów ani nauczycielki. Rozejrzała się jeszcze zaspana i jej wzrok przykuła tablica, a raczej napis na tablicy. Z bijącym ze strachu sercem, spakowała się i powoli podeszła bliżej.


Ja jestem kotkiem, a ty moją myszką.
Ja jestem katem, a ty mym skazańcem.
Jesteś potępieniem, a ja twym zbawieniem.
''Ciemno wszędzie, głucho wszędzie
Co to będzie, co to będzie''
-C


     - No ładnie - szepnęła brunetka. - Rozwaliłaś mi mój plan dnia...


25 sty 2015

ROZDZIAŁ 9

    W  piątek wieczorem Courtney i Ross szli jedną ze ścieżek, obiegających akademię. Słońce powoli zachodziło, a ostatnie promienie słońca przedzierały się przez konary drzew. Było ciepło i przyjemnie. Niedaleko można było dostrzec rozbawionych uczniów, cieszących się z weekendu. Wydawało się, że był to jedyny wieczór, w którym Courtney chodź na chwilę zapomniała o problemach.
     Cały tydzień myślami wciąż krążyła wokół wszystkiego co się stało. Za wszelką cenę próbowała to jakoś poukładać i  zrozumieć. Z jednej strony miała już tego wszystkiego dość, jednak z drugiej, wciąż powtarzała sobie, że zaszła już zbyt daleko.
     Od kiedy Ross wspomniał, że Riker zniknął, Courtney bała się, że to on może mieć z tym wszystkim coś wspólnego. Kiedy spotkała go po raz pierwszy wydawał się taki miły i szczery. Courtney nie potrafiła zrozumieć dlaczego to on chciałby móc ją skrzywdzić. Jedyne co najbardziej ją ciekawiło, to zawartość kopert, które jej dał. Ross zapewnił ją, że nie są one od pani dyrektor i ona sama to wiedziała. Chciała otworzyć je już wcześniej, ale Ross poprosił by z tym poczekała.
     - To może być kolejna pułapka - przekonywał ją w czasie dłuższej przerwy, widząc jak Courtney wyciąga z szafki dwie nieduże koperty. - Ten ktoś doskonale tobą manipuluje. Wiesz o tym.
     Courtney spojrzała na przyglądającą się wszystkiemu Delly, która poprzedniego wieczoru wyciągnęła od nich wszystkie informacje.
     - On ma rację Court. Nie sądziłam, że to powiem, ale ją ma - przytaknęła mu i wzięła koperty, które Courtney przerzucała z ręki do ręki. - Schowaj je tutaj i najlepiej nawet w ogólę na nie nie patrz. - Schowała je do szafki i zatrzasnęła ją na klucz.
Ross stanął jak wryty, uświadamiając sobie, co się stało.
- Czy ty... - jęknął. - Ale to jest Came...
- Daruj. - syknęła blondi. - Już was rozpracowałam.
Courtney zalała fala ulgi, już nie musi dłużej udawać przed Rydel, kim jest.
     - Tak bardzo przepraszam za to, że was w tą wplątałam - odezwała się brunetka, zerkając to na Rossa, to na przyjaciółkę.
     Weszła między nich i przytuliła do siebie. Nie sądziła, że chłopak jej siostry okaże się być jej pomocnikiem, a tym bardziej jego siostra, która na początku nie wydawała się zbyt przyjazna.
     - Mieliście rację. - Pani dyrektor podeszła do przytulających się przyjaciół.
     Spojrzała na Courtney wzrokiem pełnym podziwu.
     - Riker zniknął.
     Courtney westchnęła, wracając tym samym do rzeczywistości. Spojrzała na idącego obok Rossa. Naprawdę źle czuła się z tym, że musi go w to wciągać. Przyjeżdżając tu chciała zapomnieć o przeszłości, a tym czasem przyszłość przyszła do niej.
     - Przepraszam za to, za tamten wieczór - odezwał się blondyn. - Byłaś smutna, a ja po prostu nie wiedziałem jak ci pomóc.
     Courtney uśmiechnęła się pod nosem.
     - To było dziwne.
     - Na maksa - dodał zarumieniony.
     Myśl o tym, że chłopak jej siostry chcąc ją pocieszyć, zaczął ją całować, była dziwna. Ross wziął Courtney pod ręke i szli dalej, powoli oddalając się od akademii.
     - Jesteś do niej taka podobna, a zarazem taka inna - odezwał się ponownie, wyprzedzając ją i idąc tuż przed nią.
     - To dobrze?
     Zaśmiał się.
     - Gdy pierwszy raz zobaczyłam Cameron pomyślałam, że możemy się zaprzyjaźnić, ale potem było już tylko gorzej - odezwała się tym razem Courtney.
     - Sam nie sądziłem, że jest aż taka podła.
     Courtney zaśmiała się.
     - Co masz na myśli mówiąc podła?
     - No właśnie, co? - Usłyszeli zdławiony śmiech za sobą, po czym się odwrócili.
     Cameron skrzyżowała dłonie na piersi i podeszła do Rossa, tym samym cały czas obserwując Courtney.
     - Miło, że o mnie wspominasz - zaśmiała się ponownie i dotknęła jego policzka. - Bardzo tęskniłeś?
     Po tych słowach pociągnęła chłopaka za koszulkę i mocno pocałowała. Na ten widok Courtney poczuła ukłucie zazdrości. Ale w sumie dlaczego? To jest chłopak jej bliźniaczki, nie należał do Courtney.
     Ross szybko odsunął się od Cameron i głęboko oddychał z wyrazem strachu pomieszanego z irytacją. Otworzył usta, jakby pragnął coś odwrzeszczeć w odpowiedzi ale na szczęście szybko się powstrzymał. Courtney na jego widok postanowiła przejąć władze nad sytuacją.
     - Camiś? - spytała. - A co ty robisz w Rivendell? Czyż nie miałaś pojechać do Polwood?
     Cameron odwróciła głowę i spojrzała na siostrę z wyrazem triumfu, nie wiadomo skąd czerpanego.
     - Wróciłam po mojego chłopaka - wyraz ''chłopaka'' wypowiedziała z wyższością i z naciskiem. - Tęsknie, Ross'iu. Jedź ze mną do Polwood, niedługo wrócimy ale na razie muszę coś załatwić w tym zadupiu. Zabawimy się przy okazji.
     Chyba każdy chłopak by nie odmówił na słowa ''zabawimy się'', pomyślała Courtney. Ale nie Ross, on wykrzywił buzie w oszołomieniu i wyraźnie się wahał. Court przez ramię lekko pokiwała głową, w środku żywiła nadzieję na odmowę blondyna.
     - Ja... - zaczął. - Chyba nie mogę, skarbie. Muszę zostać i się uczyć. Nie mogę opuszczać lekcji ani chodzić na wagary.
     - Od kiedy to ty jesteś takim pilnym uczniem? - zdziwiła się Cameron. Przejeżdżała wzrokiem raz po Ross'ie, a raz po Court.
     - Chodzi o egzaminy - brunetka zdziwiła się swoim wkładem w tę rozmowę. - Ross i ja się razem uczymy do najbliższych sprawdzianów i raczej byśmy nie chcieli marnować cennego czasu na jeżdżeniu z tobą do Polwood. Ja i Ross. Tak.
     Cameron patrzyła na siostrę jak na niezwykle rzadki okaz pająka afrykańskiego... z pogardą. Court miała nadzieję, że się myli. Że jej siostrzyczka wcale nią nie gardzi.
      - Rozumiem - stwierdziła po chwili Cam. - Wasze oceny są ważniejsze niż moje kłopoty, wiem. Ale nic...po co pomagać podłej osobie, co nie?
     Natychmiastowo odwróciła się do zaskoczonych towarzyszy plecami i pobiegła w stronę szkolnego parkingu. Ross i Courtney stali i patrzyli jak znika za murami szkoły, Court już zrywała się do pogoni za siostrą, gdy blondyn położył jej rękę na ramieniu, kręcąc głową. Brunetka poczuła ulgę, że chłopak zdecydował się zostać z nią, inaczej jak niby by sobie sama z tym wszystkim poradziła? Kto by ją obronił? Nie zniosłaby rozłąki z nim, sama nie do końca wiedziała, dlaczego.
     Ross dotknął prawą ręką ust, patrząc w miejsce, gdzie jeszcze kilkanaście sekund temu stała Cameron. Czyżby za nią tęsknił? Oczywiście, że tak, to jego dziewczyna, skarciła się w myślach Courtney. Sięgnęła drżącą ręką i ujęła jego lewą dłoń, spoglądając na niego z ciekawością. Skierował wzrok na nią, odjął dłoń od swoich warg i się uśmiechnął. Najwyraźniej już mu przeszło, już nie myśli o Cameron. Court odwzajemniła uśmiech i puściła jego rękę. Oboje stali w milczeniu, patrząc na siebie i zastanawiając się, co teraz? Co mają robić dalej, by zdobyć więcej cennych informacji i gdzie jest Cam, oraz czy coś podejrzewa, coś planuje? A Riker i jego akcja ''Jestem, nie ma mnie!"? Czy z tego wynika jakiś sensowny powód napaści i tożsamości -C? A może -C nadal kręci się po Rivendell, obserwuje każdy ruch blondyna i brunetki i tylko czeka na kolejną szanse, odpowiedni moment?
Courtney zaczęła się trząść i mruczeć. Pochyliła się do Ross'a i oparła się plecami o jego klatkę piersiową. Blondyn, po chwili wahania, objął ją w talii i położył głowę na jej ramieniu. Również wyglądał na zamyślonego, może analizuje ich sytuacje i powoli dochodzi do wniosku, że nie powinien się w to mieszać. Brunetka nawet nie chciała o tym myśleć, dłuższe zastanawianie się ''A co by było, gdyby...' raczej jej w niczym nie pomogą.
      Po chwili oboje odwrócili się i pomaszerowali pod osłoną nocy w stronę akademii, byli zmęczeni samym wspomnieniem rozmowy z panną Evans numer dwa.
     - Powiedzmy sobie szczerze - wycedziła Courtney. - Riker jest podejrzany.
     Ross skrzywił się i przymknął powieki. Myśl o zdradzie brata najwyraźniej do niego nie docierała.
     - Wiem - przyznał w końcu. - Wiem, wiem, wiem i wiem!
     Otarł dłońmi twarz i wypuścił powietrze z płuc. Wchodząc do akademii, spojrzał na towarzyszkę i wziął ją za rękę.
     - Ale wierze też, że nasze podejrzenia są błędne - Chwilę się wahał nad czymś, co wyglądało na hamowanie się lub poddanie chwili sam na sam, lecz ku rozczarowaniu brunetki, puścił jej dłoń i poszedł do swojej sypialni. Courtney chwilę stała na korytarzu i żałowała wszystkich rzeczy, które przydarzyły się w Rivendell, potem westchnęła i z uniesioną głową pokierowała się w stronę swojego pokoju.

''Niestety nie dotarła tam sama, to by było za proste!" 
-C