18 kwi 2015

RODZIAŁ 15

     Courtney poczuła dziwne ukłucie w sercu. Czuła się tak, jakby odebrano jej jakąś część siebie. Wydawało się, że jakiś cichy głos w jej głowie, starał się jej coś przekazać. Ona jednak, nie potrafiła go odszyfrować. Miała dość, naprawdę nie miała na to siły. Od paru dni, nawet nie zmrużyła oka, przez ostatnie kilka dni z rzędu ledwie radząc sobie z nowinami od -C.
     Nawet nie chciała myśleć o tym, że ktoś nie tylko wie o niej i o Rossie, ale także o wiadomościach, jakie od kogoś otrzymuje. A co jeśli ten ktoś to wszystko sobie zaplanował? Co, jeśli ona jest jego zabawką w całej tej grze? Courtney nie chciała, żeby jej przypuszczenia okazały się prawdą. Nie teraz, kiedy przeszła przez to wszystko.
     Nie mogła odpędzić od siebie też myśli, że wiadomość mogła przysłać jej nie tylko Cameron, ale też brat Rossa. Nie znała go długo,  lecz kiedy z nim rozmawiała, widziała w jego oczach prawdę. Nie potrafiła zrozumieć, czy byłby w stanie kogoś zabić, a potem robić to ponownie. Przecież to nie miałoby sensu. Jeśli jednak wiadomość przysłała jej Cameron, to zdecydowanie łatwiej byłoby ją zdemaskować. Od samego początku wiedziała, że nie powinna mieszać się w jej związek z Rossem, a potem tak po prostu powiedzieć jej, że to koniec. Dlaczego więc wiadomości otrzymywała przed przyjechaniem do Akademii? Kim tak naprawdę był jej prześladowca?
     Courtney westchnęła. W takich momentach żałowała, że drogi jej i przyjaciółek się rozeszły. Gdyby nie one, to tak naprawdę zawsze byłaby sama. Nie byłaby Courtney, którą wszyscy wielbią i przepuszczają w kolejce. Dopiero po przyjeździe do Rivendell zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę tamta Courtney zniknęła i miała nadzieję, że już nigdy nie wróci.
     - Żałuje, że widzę to dopiero teraz.
     Wyprostowała się i znów poczuła ukłucie w sercu. Cichy głos w jej głowie, ponownie zaczął coś szpetać. Tak, jakby właśnie powinna coś zrobić. Gwałtownie poderwała się z ziemi i przymrużyła oczy, by dostrzec coś w ciemności. Nie chciała siedzieć bezczynnie. Wiedziała, że prędzej czy później coś złego ją spotka. Miała nadzieję, że póki co, nie podda się tak szybko. Z trudem doszła do szafki nocnej i chwyciła uchwyt. W środku było zupełnie pusto, pomijając koperty od Rikera, których do dzisiaj nie otworzyła. Nie raz bardzo chciała je otworzyć, potem jednak czuła, że boi się tego, co może zobaczyć w środku. Teraz wiedziała, że nie może dalej zwlekać.
     Wzięła głęboki oddech i rozerwała jedną z nich. Przechyliła ją, by sprawdzić, co jest w środku i poczuła uglę, kiedy na jej kolana spadło tylko jedno, małe zdjęcie. Wzieła je do ręki i przejechała po części, którą ktoś wyrwał. Na zdjęciu był Ross, a obok niego ktoś jeszcze. Nie potrafiła jednak zrozumieć, dlaczego Riker dał jej tylko połowe zdjęcia. Położyła je na szafce i bez wachania otworzyła drugą koperte. Nie było w niej żadnego zdjęcia, ani listu - była pusta. Tylko dlaczego? Rozerwała całą koperte, by sprawdzić, czy aby na pewno w środku nie ma niczego. Wstrzymała oddech, mając nadzieję, że jednak coś znajdzie i zanim się spostrzegła, przejechała palcem, po ręcznie pisannym napisie, ukrytym w środku koperty.

,,Rozejrzyj się, bo on jest bliżej niż myślisz"

     Poczuła, że serce zaczyna jej mocniej bić, a puls nagle przyśpieszać. Czy to znaczy, że Riker ma coś wspólnego z jej prześladowcą?
     Pomimo świadomej samotności, rozejrzała się po pokoju i schowała koperty spowrotem do szafki nocnej. Czuła się tak, jakby ktoś nawet teraz ją obserwował. Wiedziała, że to może być prawda i nawet nie próbowała odrzucić od siebie tej myśli. Zanim zamknęła szafke poczuła, że jest w niej coś więcej. Spojrzała na trzymane w ręce małe, czarne pudełeczko i gwałtownie rzuciła nim o ściane - ktoś cały czas ją podsłuchiwał.
     Naraz, przypomniały jej się wszystkie rozmowy, które przeprowadziła z Rossem. To, że chciała wyjechać. To, że cały ten czas, wciąż nie był jej obojętny. C, przez cały ten czas, wykorzystywało ich nieświadomość i przez to potrafiło wyprzedzić ich plany.
     Z trudem potrafiła opanować bicie serca i szybki oddech, który sprawił, że przez moment nawet się dusiła. Była przerażona jeszcze bardziej i wciąż nieświadoma wielu rzeczy. Uchyliła drzwi z pokoju i rozejrzała się po korytarzu. Nie chciała już dłużej czekać na Rossa. Miał przyjść, a nie przyszedł. Czuła, że bez niego, nie poradziłaby sobie, z wieloma rzeczami. Dawał jej wsparcie, siłę, której nie potrafił zapewnić jej nikt inny. Podeszła jak najbliżej jego drzwi i przyłożyła do nich ucho. Z pomieszczenia słychać było ciche jęki.   Zdziwiona, wzięła głęboki oddech i bez uprzedzenia weszła do jego pokoju. Nie chciała tego robić, jednak wiedziała, że nie da rady czekać dłużej.
     - Cholera - zaklęła, kiedy spojrzała w kierunku Rossa.
     Cameron, która do tej pory siedziała na nim okrakiem, zeszła z niego, ciągnąc za sobą białą tkaninę. Przez chwilę Courtney myślała, że upadnie, ale dziwnym zrządzeniem losu pod jej ręką znalazła się komoda.
     - Mmmmm - jęknął Ross, kiedy Cameron przez dłuższą chwilę stała w milczeniu i czekała na dalszą reakcję siostry. Ta jednak nie wiedziała co powiedzieć. Spodziewałaby się wszystkiego, ale tego nie potrafiła zrozumieć.
     - Aaauuuaaa ahhhh! - krzyknął blondyn i nadal wił się na pościeli. Courtney z przerażeniem stwierdziła, że ma mocne wypieki, ledwo oddycha i najwyraźniej bardzo cierpi. Jego twarz wyrażała jedynie ból i zdezorientowanie. Dyszał i sapał, próbując załagodzić dolegliwości, na marne jednak. Nagle przekręcił się na bok, zakrywając się nieco w pasie, i począł skomleć w materac.
     Courtney spojrzała na Cameron, próbując zrozumieć. Co ma teraz zrobić? Iść do Ross'a? Walnąć Cameron w policzek? Czy walnąć ich obu?
     - Kochanie! - ledwo wydyszał Ross. - Boli. Aua... proszę... BOLI!
     Cameron podbiegła i objęła miotającego się na łóżku chłopaka. Położyła jego głowę na swoich kolanach i zaczęła uspakajać. Pogłaskała go po głownie i pocałowała w policzek. Ross jęczał i mamrotał coś pod nosem.
     W Courtney coś pękło. To dzięki temu chłopakowi udało jej się zajść tak daleko, dla niego walczyła i się nie poddała. Straciła reputacje, przyjaciółki, a teraz dała sobie wmówić, że jakiś niby wyjątkowy blondasek ją kocha. Nie miała już nic, nawet powodów do dalszej walki z prześladowcą jej zabrakło. Przez jej klatkę piersiową przebiegł dreszcz, jakby ją rozcięto, okaleczono nożem serce i zszyto z powrotem. Jedyne, co miała do wyboru, to łzy. Z mokrymi policzkami wybiegła z pokoju i zatrzasnęła się w swoim.
     - Kochanie!
     - Cichutko, spokój - szepnęła Cameron. - Jestem tu, skarbie.
     - Kochanie! - krzyknął raz jeszcze Ross. - C...Court...Courtney!
     Cameron zmarszczyła brwi.


     Court nic nie czuła, wyczerpała limit bólu do granic. Całkowicie uodpornione serce i układ nerwowy, albo brak serca i układu nerwowego. Jedno i drugie cieszyło ją niezmiernie, przynajmniej nie cierpi, na pewno nie świadomie. Siedząc na łóżku i gapiąc się bezradnie na ścianę, czuła się bardziej jak roślina, niż jak człowiek. Czy to możliwe, że istota ludzka zniosłaby tyle bólu z rzędu w zaledwie kilka miesięcy? To możliwe?
     Najpierw rodzice, reputacja, potem kumple, teraz siostra i miłość jej życia. Tego nawet Courtney się nie spodziewała.
     Usłyszała krzyk bólu, ale nie zwróciła na niego uwagi. Najwyraźniej Ross podjął decyzję, dokonał wyboru. Cameron...
     - Puk, puk!
     Do pokoju weszła Rydel. Podeszła nieśmiało do Rośliny Evans i usiadła obok niej, po czym objęła ją jednym ramieniem.
     - Hola, co za wstrętny wyraz twarzyczki! - krzyknęła. - O co chodzi, Court?
     Roślina wzruszyła ramionami.
     - Języka nie masz? Coś ci powiem...udało mi się wynegocjować u dyry zawieszenie zakazu ''Korytarz Osobnej Płci''. Tyle, że mają go zawiesić za kilka miesięcy, i to pod warunkiem, że nie będzie więcej ofiar. Cienko, ale zawsze!
     Roślina, widząc entuzjazm Delly, mimowolnie się uśmiechnęła i z jej oczu popłynęła kolejna fala łez. Uśmiechała się i płakała, tej mieszanki już dawno nie czuła. Przyjemnie było wymieszać tak różne uczucia.
     - A Ross nie miał być z tobą?
     Z korytarza dobiegł kolejny krzyk bólu. Rydel zdziwiona, zamknęła drzwi pokoju i podała Courtney chusteczkę.
      - Kto tak krzyczy? Kogoś coś chyba boli...ma strasznie zachrypnięte gardło. Biedactwo... No nic. Court, nie martw się już i zaraz zejdź na dół. Nie pytaj, po prostu zejdź. Ryland naciskał, być się zjawiła, dziwne, nie? A ja muszę Rossa znaleźć, a jak nie ma go z tobą to pewnie gdzieś na zewnątrz jest...
     Tryskająca podnieceniem Rydel wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Courtney potrzebowała odzyskać równowagę nad duszą, dlatego przez równo 30 sekund darła się i machała rękami na wszystkie strony. Odetchnęła z ulgą i położyła się na kołdrze. Nagle przekręciła się i upadła na podłogę. Wstała i ślimaczym tempem wyszła z Akademii. Nie mogła tam dłużej siedzieć, musiała się choć na chwilę wyrwać. Bez nikogo, sama ze swoimi problemami. Pod osłoną nocy skierowała się na komisariat policji, oddalony o 2km...


     Cameron stała przy oknie i wyglądała na zewnątrz. Jej siostra chyba postanowiła iść się utopić, to dobrze.
     Odwróciła się i spojrzała na Rossa. Podeszła do łóżka i uderzyła go w twarz. Jęknął i próbował wstać, ale Cam nogą popchnęła go na kołdrę.
     - Leżeć! - krzyknęła. - Źle, Ross.
     Blondyn już trochę się uspokoił, nie bolało tak bardzo jak na początku, powoli odzyskiwał świadomość i panowanie nad sobą. Jednak wszystko widział zamazane i kręciło mu się w głowie, do tego chciało mu się wymiotować.
     - Ross - Cameron szarpnęła jego nadgarstki i pomogła mu usiąść. - Czego chcesz?
     - Kochanie - wydyszał. - Courtney...
     Cameron znów uderzyła go w twarz. Chwyciła jego brodę i zmusiła, by na nią spojrzał.
     - Źle - szepnęła. - Źle, Ross. Jeszcze raz. Czego ty pragniesz?
     - Aua - zaskomlał. - Cour...
     - Źle! - spoliczkowała go po raz trzeci. Następnie brutalnie pocałowała i ugryzła jego wargę. -     Ross, powiedź jeszcze raz.
     - Nie... - szarpnął ręką. - Boli, zobacz...
     - Widzę, skarbie - dziewczyna pogłaskała go po policzkach. - Kocham cię, Rossy.
     - Wypuść mnie - powiedział blondyn.
     Cameron wstała cała czerwona ze złości. Ręce zacisnęła w pięści.
     - Chcesz iść do mojej zdzirowatej siostrzyczki, tak? Bo co? Co od niej dostaniesz? Jedynie dodatkowe problemy i kłopoty, a nie miłość. Źle!
Za czwartym policzkiem Ross opadł na łóżko, ponownie cały czerwony i ledwie świadomy zdarzeń, które dla niego następują zbyt szybko.
     - No dobrze, inaczej to załatwimy.


    Courtney szła smętnym krokiem przez maleńki lasek, krótszą drogą na komisariat. Miała nadzieję, że wtrącą ją do psychiatryka lub po prostu zabiorą daleko od tego miejsca. Ku jej zdziwieniu, nie płakała po Ross'ie tak mocno, jak sobie to wyobrażała, raczej nie uroniła łzy, idąc przez lasek. W połowie drogi zadzwonił jej telefon, Court nie miała pojęcia, że go wzięła. Odebrała po chwili wahania.
     - Halo?
     - Court-ney! - krzyknął głos.
     - Em, Rydel?
     - Chodź szybko, musisz mi koniecznie pomóc!
     Courtney stanęła.
     - Ale jak to, mam zawrócić?
     - Zawrócić? Gdzie ty jesteś?
     - Ja? W lesie?
     - A to fajnie... jest z tobą Ross?
     - Aaaaa... - w Courtney się wszystko zagotowało.
     - Czaję, nie ma go. Trudno, chodź szybko do stołówki!
      - Ale...
      - Czekam! Papa.
     Rozłączyła się. Brunetka nie wiedziała, co zrobić. Tak bardzo chciała od wszystkiego i wszystkich uciec, że nie liczyło się prawie nic. Ale z drugiej strony, Rydel to jedyna pozostała przyjaciółka, jaką miała. Musiała zawrócić, bez względu na sytuację.
     Odwróciła się powoli i równie smętnym krokiem co wcześniej, podreptała w stronę Akademii.
    Po półgodzinnym marszu dotarła wreszcie pod drzwi akademickiej stołówki. Lekko je pchnęła i weszła do ciemnego pomieszczenia, trochę zdezorientowana.
     - Rydel?
     Courtney ruszyła w stronę włącznika, by zapalić światło, ale zajęło jej to odrobinę czasu. Gdy wreszcie rozbłysły lampy, stołówka była pusta. Ani śladu Rydel.
    - Halo! - krzyknęła Courtney. - Rydel, jesteś tu?
    - Nie, ale jestem ja, zadowolona?
     Courtney obróciła się i opadła na kolana. Zakapturzona postać ze sznurem stała bezpośrednio przed brunetką i przystępowała z nogi na nogę. Ukłoniła się i zachichotała.
     - Dlaczego... - szepnęła zmęczona brunetka.
     - Ponieważ mam ochotę - postać poczęła się zbliżać.
     - Gdzie Rydel! - krzyknęła spanikowana i zagniewana jednocześnie, Courtney.
     - Ważne, gdzie ty jesteś, Gwiazdko...
    Dziewczyna nie zdążyła się zastanowić nad wypowiedzianymi przez postać słowami, ponieważ poczuła ukłucie bólu z tyłu głowy. Padła z kolan na podłogę i jedyne co widziała, to mrok...


9 komentarzy:

  1. Straszny? Beznadziejny? Na pewno nie!
    Jak już to fantastyczny, niesamowity i oszałamiająco zaskakujący! ;)
    Tylko, dlaczego rozdziały ZAWSZE muszą kończyć się w takim momencie? :)
    Naturalnie czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D
      Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award: http://look-on-the.blogspot.com/

      Usuń
  2. No nareszcie rozdział!
    Tak to ja cie męczyłam żebyś go dodała bo nie mogłam sie doczekać ale jak widać opłacało sie i jak zauważyłam że dodałaś na fb post że jest nowy rozdział to już taki wielki uśmiech na pyśku i odrazu ide i czytam xd
    Rozdział jest cudowny i nie znudził sie nam blog!
    Czekam na next który mam nadzieje że pojawi sie szybko
    Ps: KOCHAM TEGO BLOOOGAAAA <3 JEST NAJLEPSZY <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczny trochę mroczny.. po prostu cudo <3
    Życzę weny i pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! Rozdział niesamowity! Jak ten blog mógł mi się znudzic?! To nie możliwe! Czekam na następny rozdział! :)
    Tymczasem zapraszam na rozdział 12! Florence i Riker jadą na rodeo xD
    http://in-texas-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Oshdodhdudhe.Rozdział zajebisy.Zawsze skończysz w najlepszych momentach.Wytłumacz dlaczego to robisz?? Szybka następny.Oby ci blokada znikła i szybko daj nowy rozdział.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej jestem nowa .Rozdział super.Wgl super blok
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  7. oj tam, nie zauważyłam żadnej blokady. :) wszystko okej, jak dla mnie, tylko - tak jak poprzedniczki - pytam: czemu zawsze kończy się w takim momencie?! :D teraz muszę kombinować co będzie dalej :D

    babeczka24.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurcze :) Zajefajnie się czyta ;) Macie ogromny talent :D Poza tym świetny szablon na blogu ;)
    Czekam na ciąg dalszy :) Jeśli macie ochotę to zapraszam do siebie :P

    KLIK

    oraz drugi blog:
    KLIK

    OdpowiedzUsuń